W diecezji radomskiej rozpoczyna się proces beatyfikacyjny pochodzącego z parafii w Koniemłotach ks. Romana Kotlarza, męczennika wydarzeń radomskiego Czerwca 1976 r.
W parafiach diecezji sandomierskiej został odczytany edykt biskupa radomskiego Henryka Tomasika, dotyczący rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego ks. Romana Kotlarza.
Podczas swojej posługi duszpasterskiej ks. Roman Kotlarz dał się poznać jako znakomity kaznodzieja, gorliwy duszpasterz młodzieży, a przede wszystkim kapłan o otwartym dla wszystkich sercu. Mimo że od jego męczeńskiej śmierci upłynęło ponad 40 lat, wiele osób, które go pamiętają, mówią o nim: „Nasz ks. Roman” lub „Boży kapłan”.
Ks. Roman Kotlarz urodził się w 17 października 1928 r. w Koniemłotach. Po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu przyjął święcenia kapłańskie 30 maja 1954 r. z rąk bp. Jana Kantego Lorka. Pierwszą parafią do której został skierowany był Szydłowiec, leżący na terytorium utworzonej w 1992 r. diecezji radomskiej.
Gorliwy duszpasterz
Ks. Kotlarz był niezwykle lubiany przez wiernych za piękne kazania, duże zaangażowanie w pracy z dziećmi i młodzieżą oraz autentyczne życie kapłańskie. Taka postawa przysparzała mu jednak wrogów w kręgu ówczesnej władzy komunistycznej. Już podczas pracy w Szydłowcu, Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej zażądało od bp. Lorka udzielenia ks. Romanowi reprymendy. Biskup po wyjaśnieniu sprawy, stanął w obronie kapłana. Także kilkuset wiernych ujęło się za nim, podkreślając, że zarzuty są całkowicie bezpodstawne i niesłuszne. Kolejną parafią, gdzie ks. Kotlarz pracował przez dwa lata, był Żarnów. Następnie podjął posługę w parafii św. Floriana w Koprzywnicy. I choć pracował tutaj tylko rok, to dał się poznać jako oddany duszpasterz młodzieży i wybitny kaznodzieja.
Zaangażował się także w obronę religii i krzyża w szkole. Jego działania nie uszły uwadze władz komunistycznych, które 31 grudnia 1959 r. zażądały od biskupa bezzwłocznego usunięcia ks. Romana Kotlarza ze stanowiska wikariusza w Koprzywnicy. Jednocześnie Inspektorat Oświaty cofnął ks. Romanowi prawo do nauczania w szkole. W odpowiedzi bp Lorek napisał w liście do Urzędu do Spraw Wyznań w Warszawie, że zarzuty wobec ks. Kotlarza są tendencyjnie zestawiane i przejaskrawione. W archiwum diecezjalnym znajduje się napisany w jego obronie list młodzieży koprzywnickiej, podpisany przez 55 osób. W parafii zawiązał się także Komitet Obrony Księdza, którego członkowie jeździli do różnych urzędów i interweniowali w sprawie lubianego wikariusza. Władze jednak postawiły na swoim i podkreślały w piśmie do biskupa, że są przeciwne „dalszemu kierowaniu ks. Kotlarza w środowisko miejskie, podmiejskie lub do osady”. Odtąd mógł co najwyżej „pełnić stanowisko wikariusza parafii wiejskiej”.
W tym czasie rozpoczęły się także duże problemy zdrowotne kapłana. Przeszedł on ciężką operację resekcji żołądka, która wymagała długiego procesu leczenia i rekonwalescencji. Mimo nominacji na wikariusza parafii Kunów i Nowa Słupia, przez większość czasu przebywał w szpitalu i na leczeniu sanatoryjnym. W 1961 r. został skierowany, jako administrator do parafii w podradomskim Pelagowie. Wyróżniał się ofiarnością i bezinteresownością w udzielaniu posług religijnych, przez co sam żył w niedostatku. Prowadził ascetyczny tryb życia. Mimo trudności materialnych był bardzo energicznym duszpasterzem. Za jego czasów parafia w Pelagowie zasłynęła z organizowanych z rozmachem procesji Bożego Ciała, dożynek czy peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Męczennik radomskiego Czerwca
25 czerwca 1976 r., gdy rozpoczął się w Radomiu robotniczy protest, proboszcz z Pelagowa już przedpołudniem wybrał się do miasta. Nie miał daleko, dlatego obiady jadał w stołówce dla księży, prowadzonej przez siostry przy parafii św. Jana Chrzciciela. Po drodze spotkał tłum robotników, którzy szli pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ks. Kotlarz ze stopni kościoła Świętej Trójcy pobłogosławił protestujących, a później przez chwilę maszerował wraz z tłumem. Tak opisał to wydarzenie w relacji do prymasa Wyszyńskiego: „znalazłem się świadomie i dobrowolnie w ogromnej rzeszy strajkujących z Zakładów Metalowych Waltera (…) Przez kilka chwil, w sutannie, maszerowałem środkiem ulicy, raz po raz pozdrawiano mnie »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać!«". Już następnego dnia do ks. Kotlarza zaczęły docierać informacje o aresztowaniach i brutalnych przesłuchaniach protestujących. Pelagowski proboszcz nie pozostał obojętny wobec represjonowanych robotników i ich rodzin, którzy pochodzili także z jego parafii. Przez kilka tygodni modlił się w intencji aresztowanych, nie bacząc na atmosferę terroru, wygłaszał kazania potępiające politykę władz komunistycznych, podkreślał konieczność poszanowania praw człowieka do godności, wolności i sprawiedliwości.
Taka postawa księdza wywołała furię Służby Bezpieczeństwa, która dążyła to tego, by za wszelką cenę uciszyć „niepokornego klechę z Pelagowa”. Rozpoczęto szereg akcji nękania księdza, które miały na celu „przyprowadzenie go do porządku”. – Najeżdżali go prawdopodobnie w nocy, wywoływali do chorego i tam bili – wspomina Jan Brzozowski, mieszkaniec Pelagowa. Świadkiem jednego z najbardziej okrutnych pobić była Krystyna Stancel, która wieczorami przygotowywała posiłki dla księdza. Jednego z sierpniowych wieczorów otworzyła drzwi mężczyznom, przedstawiającym się jako „koledzy księdza”. Gdy zorientowała się, że to napad, było już za późno. – Do księdza weszło dwóch panów, a trzeci został ze mną. Przymknęli drzwi. Usłyszałam, jak ksiądz upadł na podłogę i zaczął jęczeć – wspomina kobieta.
Po takich wizytach ksiądz Kotlarz całymi godzinami leżał w łóżku. Jego bratanek Eugeniusz Kotlarz, który odwiedzał stryja, widział sine pręgi na jego plecach. – Na plebanii były widoczne liczne ślady włamania. Stryj powiedział mi, że ubiegłej nocy trzech mężczyzn wyważyło łomem drzwi i wtargnęli do mieszkania, gdzie dotkliwie obili stryja i porzucili go w takim stanie – relacjonował. W kolejnych dniach stan pelagowskiego proboszcza uległ gwałtownemu pogorszeniu. Dr Marian Piotrowski, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych szpitala w Krychnowicach, tak wspomina ostatnią wizytę ks. Romana: – Na moje pytanie, co się dzieje, ksiądz odpowiedział, że spotkało go nieszczęście, został wieczorem pobity na własnej plebanii. (…) Powiedzieli: „Bijemy cię za to, żeś robotników bałamucił, w głowach im przewracałeś. Nie twoja sprawa!”. Oni mu na odchodnym zagrozili, żeby nikomu nic nie mówił, bo jeszcze przyjdą – wspominał dr Piotrowski.
Ks. Roman ostatnią Mszę św. odprawił 15 sierpnia 1976 r. W jej trakcie zasłabł i stracił przytomność. Następnego dnia przyjęto go do szpitala w Krychnowicach. Dzień później jego stan się gwałtownie pogorszył. W nocy stracił przytomność. Nad ranem obecny przy nim kapłan udzielił mu namaszczenia chorych i rozgrzeszenia. Przed godziną 8 doszło do zapaści i po chwili ks. Kotlarz zmarł. – Zastałem stryja już nieżyjącego – wspomina bratanek Eugeniusz – zwłoki zawinięte były w białe prześcieradło. Odsłoniłem twarz, w której rozpoznałem jego rysy. 20 sierpnia 1976 r. ciało zwrócono rodzinie i przewieziono do Pelagowa. Jak wspominają parafianie, na całej drodze były ułożone kwiaty. Parafianie i robotnicy z Radomia żegnali kapłana z wielkim bólem. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył bp Walenty Wójcik, sufragan sandomierski. Trumna z ciałem kapłana została przewieziona do parafii w Koniemłotach, gdzie pochowano go w rodzinnym grobie. W pogrzebie, mimo utrudnień ówczesnej władzy, uczestniczyły tysiące wiernych. W trzydzieści lat po śmierci ks. Romana powstało w Koniemłotach Muzeum Czynu Niepodległościowego Ośrodek Dokumentacji Życia i Męczeńskiej Śmierci ks. Romana Kotlarza.
Biskup Radomski Henryk Tomasik zwraca się z prośbą do osób, które posiadają dokumenty, pisma lub informacje o posłudze i prześladowaniach ks. Romana Kotlarza, o przekazanie ich do 31 maja 2019 r. pod adres: Biuro Postulacji, ul. Malczewskiego 1, 26-600 Radom.