Nowy numer 13/2024 Archiwum

Sprostał każdemu wyzwaniu

Dla jednych Ziutek, dla innych Kazio, dla kolejnych – Szef lub pan Kazimierz. A dla wszystkich mających z nim kiedykolwiek kontakt – dobry człowiek.

Jego aktywność obejmowała wiele dziedzin – był nauczycielem, kuratorem, kierownikiem teatru, reżyserem, prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej, poetą, tekściarzem, inicjatorem dziesiątek przedsięwzięć o charakterze społecznym, kulturalnym, religijnym. Był człowiekiem instytucją, jednoosobowo zastępującą agendy kulturalne, chociażby poprzez organizację wyjazdów do filharmonii i teatru w Rzeszowie czy założenie legendarnego dzisiaj teatru Vox Humana. Był rok 1973. Kazimierz Wiszniowski, będący wówczas profesorem matematyki w Technikum Rolniczym, zebrał 40-osobową grupę uczniów tarnobrzeskich szkół średnich i założył z nimi teatr Vox Humana. – Szef, bo tak zwracaliśmy się do pana Kazimierza, na premierowe przedstawienie naszego teatru wybrał „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego – opowiada Andrzej Wilgosz, któremu przypadła rola Pana Młodego, chociaż marzyła mu się postać Poety. – Próby i premiera odbyły się w domu kultury. Ze spektaklem tym jeździliśmy później po całej Polsce. Niezapomniany, magiczny wręcz był występ naszego teatru w Rydlówce w krakowskich Bronowicach, przed panią Tetmajerową. Była scena, w której grająca Rachelę Halina Pandlowska, owinięta wielkim czarnym szalem, użyczonym przez panią Wiszniowską, mamę Szefa, wyszła przed Rydlówkę, niknąc między drzewami. Zahaczyła wówczas niechcący rąbkiem o chochoła i ten szal powoli gubiła, zostawiając go na nim. Doborem sztuk i reżyserią zajmował się Kazimierz Wiszniowski. Przedstawiając swoje propozycje, miał już dopracowaną do najdrobniejszych szczegółów całą koncepcję. Tak było w przypadku „Bo trzeba, proszę państwa, przez cały nocny Kraków”, spektaklu opartego na tekstach K.I. Gałczyńskiego, i „Łaźni” Majakowskiego, z którymi teatr występował m.in. w słynnej krakowskiej Rotundzie. Nauczycielska pasja i zaangażowanie w Solidarność zaprowadziły pana Kazimierza w samych początkach przemian ustrojowych w Polsce na fotel kuratora oświaty w województwie tarnobrzeskim. – Odszedł dobry człowiek, wręcz dobroduszny. Wspominam go ciepło i serdecznie. Pamiętam jego wielkie zaangażowanie w tworzenie Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych w Sandomierzu, szkoły, która miała sprostać wyzwaniom czasu po transformacji ustrojowej roku 1989, kiedy to zapadła decyzja o zniesieniu powszechnego nauczania języka rosyjskiego i nadania równego statusu wszystkim językom obcym – wspomina Czesława Pokutycka. – W województwie tarnobrzeskim brakowało nauczycieli języków zachodnioeuropejskich (pracowało tylko 8 wykwalifikowanych anglistów). Kurator Wiszniowski – z wykształcenia magister inżynier, duchem humanista – zdobył obiekt dla nowo tworzonego college’u, pieniądze i patronat naukowy uczelni wyższej. Uzyskał zaufanie rektora i Senatu Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, co zaowocowało podpisaniem porozumienia. W takim tyglu osób z różnych środowisk, indywidualności, różnych poglądów i postaw często bywały chwile trudne, napięte. Pan kurator nigdy gwałtownie nie reagował. Umiał zachować milczenie, przemyśleć problem. Nigdy się nie unosił. Zawsze potrafił osiągnąć cel i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Kazimierz Wiszniowski przez większość osób znany był jako poeta, autor tekstów piosenek zespołu Skaldowie. – Poznaliśmy się w 2002 roku, kiedy pan Kazimierz napisał słowa do pieśni „Bóg bogaty w miłosierdzie”. Piosenka w Radiu Maryja święciła wtedy triumfy na liście przebojów, a pan Kazimierz cieszył się jak dziecko. I jak dziecko cieszył się z każdego osiągnięcia, każdego wiersza, każdej inicjatywy, jaką podejmował. Był w nieustannym ruchu i stale aktywny – mówi Marta Żurawiecka, dyrektor Wydawnictwa Diecezjalnego w Sandomierzu. – Kiedy na czymś mu zależało, potrafił dzwonić do skutku albo nagle się pojawić. Dla nas często było to męczące, ale pan Kazimierz był po prostu… skuteczny. Więc gdy pracy było bardzo dużo, umawialiśmy się, że nie bawimy się w galanterię, tylko mówimy jak jest. Zapowiadałam więc, że nie będę odbierać od niego telefonu, a on zapewniał, że i tak będzie dzwonił. Nie obrażał się, tylko przeczekiwał i następnego dnia zaczynał od nowa. Zawsze był uśmiechnięty. Zawsze. I taki zostanie w mojej pamięci.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy