Pełną parą idą przygotowania do 25-lecia Warsztatów Terapii Zajęciowej działających przy parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnobrzegu. Świętować będą 27 listopada.
W budynku przy ul. Sandomierskiej, gdzie się mieszczą, praca wre we wszystkich pracowniach. Najbardziej wyczuwalne efekty w postaci słodkich aromatów docierają z pracowni kulinarnej, gdzie terapeuci, uczestnicy warsztatów oraz ich rodziny uwijają się przy pieczeniu urodzinowych tortów.
- Postanowiliśmy, cała społeczność skupiona przy warsztatach, że nasz jubileusz będzie miał formę urodzin obchodzonych w rodzinnym gronie. Chcemy, aby było to nasze święto, bez jakichkolwiek oficjalnych elementów, pełne radości i naturalności - zaznacza Barbara Godzina, terapeutka w WTZ.
O dobry humor i zabawę z pewnością postarają się aktorzy Teatru Foch, działającego przy WTZ, przygotowujący spektakl oparty na komedii Moliera „Lekarz mimo woli”. Trwają ostatnie próby, mające tylko doszlifować grę aktorską. „Foch” bowiem wystąpił ze sztuką francuskiego komediopisarza podczas tegorocznego XVI Festiwalu Twórczości Artystycznej Uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej „I ja potrafię być aktorem” - Rzeszów 2018, dostrzeżonym i docenionym przez jury, któremu przewodniczył aktor Artur Barciś.
- Chcemy zaprezentować się swoim koleżankom i kolegom oraz rodzinom, które nie miały okazji obejrzeć naszej najnowszej inscenizacji - mówi Barbara Godzina.
Do występu pod okiem Haliny Pałki przygotowuje się również grupa recytatorska, która tym razem wystąpi z wiązanką piosenek z repertuaru m.in. Maanamu, Zbigniewa Wodeckiego. - Wykorzystamy utwory znane nam i opanowane, występowaliśmy z nimi bowiem na przeglądzie w Gorzycach. Chcemy nimi przypomnieć piosenkarzy, którzy odeszli w ostatnich latach. Zaśpiewamy m.in. „Kocham cię, kochanie moje” oraz „Lubię wracać” - zdradza Halina Pałka, terapeutka w WTZ.
Aktorzy Teatru Foch ze spokojem podchodzą do swego występu, większość ma kilkunastoletnie obycie ze sceną i niejeden sukces na koncie. W ubiegłym roku udało im się wywalczyć finał na Ogólnopolskim Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych „Albertiana”, organizowanym przez Fundację „Mimo Wszystko”. Ponadto gra w teatrze, praca nad nowymi rolami sprawia im autentyczną satysfakcję i radość.
- Aktorstwo bardzo mi się podoba. Mogę wcielać się w różne postaci i w dodatku zdobywać za to nagrody - mówi pan Marcin, grający głównego bohatera komedii - Sganarela, za którą został nagrodzony na tegorocznym rzeszowskim festiwalu „I ja potrafię być aktorem”.
- Otrzymałem blender i lampkę nocną. Rola Sganarela spodobała mi się, ponieważ mogę bawić się siekierą, a pamiętam mojego dziadzia, jak rąbał drwa. Poza tym lubię zabawne role, bo i ja, i publiczność możemy się pośmiać.
Podobne podejście do gry w teatrze podkreślił pan Hubert, grający w nim od samego początku i stanowiący jego mocny trzon. - Bardzo miło jest nam, gdy słyszymy śmiech z widowni. To znaczy, że dobrze gramy i potrafimy być zabawni na scenie - stwierdza pan Hubert, wcielający się w rolę Geronta, srogiego ojca Lucyndy. - Postać którą gram w obecnym spektaklu jest fajna, ale zdecydowanie najbardziej z dotychczasowych podobała mi się rola wuja w „Kandydatkach na żonę”. Lubię grę w teatrze ponieważ tworzymy zgraną, lubiącą się grupę i możemy liczyć na siebie. Zresztą zawsze jesteśmy dobrze przygotowani, bo pani Basia, nasz reżyser, jest wymagająca i skuteczna w tym co robi.
Występem w sztuce Moliera swoje pierwsze sceniczne kroki stawia pan Mateusz, któremu Barbara Godzina powierzyła jedną z głównych ról - Leandra, zalotnika Lucyndy. - Mam tremę przed wyjściem na scenę, ale koleżanki i koledzy pomagają i dodają otuchy, więc jest mi łatwiej - wyjawia pan Mateusz. - Do gry namówiła mnie pani Basia i cieszę się z tego, bo bardzo mi się spodobało.
- Rola Lucyndy ucieszyła mnie, bo mogę sobie troszkę więcej pograć. Role w poprzednich sztukach miałam trochę okrojone, a teraz mogę sobie poszaleć, bo przecież cała sztuka kręci się wokół mojej postaci – zauważa natomiast pani Ewelina.
Usatysfakcjonowany swoją rolą jest pan Sebastian, grający Łukasza. - Jak to dobrze grać mężczyznę! Mogę być normalnie ubrany i nosić normalne buty - śmieje się. - W „Kandydatkach na żonę” wcielałem się w jedną z ewentualnych narzeczonych i musiałem występować w szpilkach. Żeby się nie przewrócić w domu cały czas nosiłem mamy szpilki, żeby nauczyć się w nich chodzić. To była naprawdę niełatwa sprawa! Teraz na szczęście pani Basia nie zadała mi tak trudnego zadania - dodaje ze śmiechem pan Sebastian.
Grę swoich koleżanek i kolegów uważnie śledzi pani Agnieszka, będąca dobrym duchem „Focha”. Pilnuje, by stroje, rekwizyty były gotowe na czas. Pociesza, gdy coś pójdzie nie tak. Od lat razem z teatrem uczestniczy w rzeszowskim festiwalu, gdzie zawsze stara się zamienić choćby kilka słów ze swym ulubionym aktorem Arturem Barcikiem.
- Jestem zadowolona z dzisiejszej próby. Chcieliśmy sobie tylko odświeżyć kwestie, dopracować zmiany kostiumów, żeby nie zaliczyć jakiejś wpadki, uniknąć stresujących sytuacji. Mam nadzieję, że nasz spektakl spodoba się publiczności, bo nam przypadł bardzo do serca - stwierdza z uśmiechem kierownik i reżyser „Focha” Barbara Godzina.