Za kilka dni przed bramami cmentarzy w wielu miejscowościach staną kwestujący.
Setki osób, jak co roku, nie zważając na aurę, stają z puszkami, by zbierać datki na ratowanie grobów tych, którzy wyprzedzili ich o setki czy dziesiątki lat w drodze do Pana. Zbierają, by ocalić nie tylko kamienne pomniki, ale przede wszystkim pamięć o ludziach – tych spoczywających pod nimi i tych, którzy są autorami pomników nagrobnych. Znakomita większość dawnych nagrobków to przykład sztuki sepulkralnej o wysokich walorach artystycznych. Wiele z nich wyszło spod dłuta wybitnych rzeźbiarzy. Ratowanie zatem ich dzieł, to nie tylko ukłon w stronę spoczywających, ale uchronienie dla kolejnych pokoleń naszego materialnego dziedzictwa.
Dwie najstarsze w naszym regionie kwesty: sandomierska – na Cmentarz Katedralny (w tym roku dwudziesta szósta) i tarnobrzeska – na Stary Cmentarz na Miechocinie (dwudziesta pierwsza) na dobre już wpisały się w świadomość mieszkańców obu miast i przyjezdnych, odwiedzających groby bliskich na tamtejszych nekropoliach. Niejednokrotnie kwestujący mają swoich „fanów”, którzy tylko do ich puszek wrzucają datki, pamiętając gdzie i o której godzinie mogą zastać „swego” kwestarza. Nierzadko owe doroczne spotkania zaowocowały zadzierzgnięciem znajomości, czy wręcz przyjaźni.
Kwesty te ponadto dochowały się „swego” młodego pokolenia. Od początku uczestniczyły w nich dzieci i młodzież – uczniowie, harcerze, wolontariusze. Często kwestującym rodzicom towarzyszyły ich małe dzieci, nierzadko zaledwie kilkuletnie, które z każdym rokiem łapały bakcyla i dzisiaj już jako dorosłe osoby, stojąc z puszkami, wciągają kolejne pokolenie. Tak też stało się z moim siostrzeńcem. Zaczęło się od niewinnej i zupełnie spontanicznej chęci potowarzyszenia mi, abym czuła się raźniej. Spodobało mu się i w następnym roku kwestował już z własną puszką. I tak stoimy sobie 1 listopada od ładnych kilku lat. Takie dzieci jak Jaś, dają nam nadzieję, że rozpoczęte dzieło będzie kontynuowane. Ponadto jest to także forma wychowania, pokazania, że człowiek nie żyje tylko dla siebie, ale także dla innych i winien oddać im jakąś cząstkę siebie, swego czasu, uwagi. Niestety nie wszyscy rozumieją sens takich działań. Przed kilkoma laty spotkał nas dość nieprzyjemny incydent. Starszy mężczyzna przechodząc obok nas w ostrych słowach skrytykował fakt, że wśród kwestujących jest dziecko. Stwierdził wręcz, że to żerowanie na litości innych, wydzieranie w ten sposób ludziom pieniędzy z portfela i znęcanie się nad biednym dzieckiem. Zadałam sobie wtedy dwa pytania: kiedy zatem i jak uczyć dzieci oddania dla innych i uświadamiania im, że żyjąc w społeczeństwie są mu coś winne? Bo kiedy mamy uczyć, kiedy skorupka zamieni się w skorupę i niczym już nie nasiąknie?