Nigdy nie wiemy, kiedy spadnie na nas krzyż cierpienia i jaki będzie miał charakter.
Ostatnie dni dla rodziny prezydenta Tarnobrzega są wyjątkowo bolesne. Bo kto mógł się spodziewać, że wychodząc rano do pracy w urzędzie, już tego dnia nie wróci do domu, a rodzinę będzie czekała rozłąka, szczególnie trudna dla dzieci.
Istniała dodatkowo obawa, którą wyrażało wiele osób, z którymi rozmawialiśmy o zaistniałej w Tarnobrzegu sytuacji, że najbliższych prezydenta może dotknąć społeczny ostracyzm. Wiadomo przecież, że ludzie dopuszczający się korupcji, zwłaszcza gdy piastują wysokie funkcje publiczne, są ostro oceniani przez społeczeństwo i odium ich winy spada również na rodziny. Mamy bowiem tendencję do osądzania innych i ferowania wyroków zanim uczyni to sąd i zapadnie prawomocny wyrok. Niestety także ewentualną winę przenosimy na rodzinę, która najczęściej nie ponosi żadnej odpowiedzialności za czyny swych ojców, matek, braci, sióstr, dzieci.
Tymczasem tarnobrzeskie społeczeństwo w swej większości solidaryzuje się w bólu przeżywanym przez prezydencką rodzinę. W miejscach publicznych, prywatnych rozmowach słyszy się wyrazy współczucia, solidarności oraz troski o żonę i trójkę dzieci. Piękną postawą wykazali się koleżanki i koledzy oraz nauczyciele ze szkół, gdzie uczą się synowie. Ciepło, wyciągnięte dłonie, życzliwość, jakich doświadczają są dowodem dojrzałości młodzieży i mam nadzieję, że także ich prawdziwie chrześcijańskiej postawy, ale także efektem wielkiej pracy, jaką wykonali ich nauczyciele.
Nie ukrywam, że takie podejście wielu tarnobrzeżan, bo są zapewne i tacy, którzy myślą inaczej, napawa mnie dumą. Dzisiaj kolejny raz w swym życiu zdajemy egzamin z miłości bliźniego. Mam nadzieję, że bez względu na to, jak sprawa się potoczy i jakie zapadną orzeczenia sądowe, nie odwrócimy się od tych, którzy w żaden sposób nie zawinili. A dzisiaj oprócz dobrych słów, pozostaje nam polecać ich opiece naszej Dzikowskiej Pani.