Niemałego zaszczytu dostąpił Szymon Kasak, mogąc zasiąść do stołu obok samego króla.
Znalazł się bowiem w orszaku Karola Roberta, króla Węgier, jako jeden z jego najbliższych doradców, podczas I zjazdu w Wyszehradzie. - Żeby uściślić, to siedziałem, można rzec, pomiędzy dwoma królami - Karolem Robertem i jego 9-letnim synem Ludwikiem, przyszłym władcy węgierskim - wyjaśnia Szymon Kasak, dostojnie gładząc bujną brodę.
Pan Szymon oraz Sławomir Partyka z Tarnobrzeskiej Chorągwi Rycerskiej „Leliwa”, zagrali w nowym, bardzo popularnym serialu telewizyjnej „jedynki” - „Korona królów”.
Trzy dni (od poniedziałku do środy) spędzili w Malborku, gdzie w tamtejszym zamku kręcone były sceny przedstawiające I zjazd wyszehradzki, który odbył się w listopadzie 1335 r. Na planie filmowym spędzali codziennie po 12 godzin. - To jest naprawdę ciężka praca. W poniedziałek musieliśmy stawić się na zamku już o godz. 5 rano. Obsługa serialu szybko się nami zajęła. Panie garderobiane uznały, że strój Szymona, pochodzący z naszych zasobów, jak najbardziej odpowiada, dodały mu tylko zieloną pelerynę, ponieważ cała delegacja węgierska nosiła odzież w tym kolorze. Ze mną poszło troszkę trudniej - śmieje się Sławomir Partyka. - Panie otaksowały mnie wzorkiem, po czym sięgnęły po ubiór dla mnie. Cóż, przy zakładaniu było trochę problemu, bo tunika mogła być o rozmiar większa, ale zmieściłem się. Podobnie jak mój kompan, również grający trębacza, wyglądaliśmy jak chodzące szachownice. Odziani zostaliśmy bowiem w tuniki w biało-czarne romby - opowiada ze śmiechem. - Mnie oprócz roli trębacza, obwieszczającego wejście poszczególnych delegacji, przypadła jeszcze rola mieszczanina, ale tym razem bazowałem głównie na naszych strojach, które ze sobą zabraliśmy do Malborka.
Filmowcom spodobały się nie tylko stroje naszych „aktorów”, ale również ich aparycja, a szczególnie do gustu przypadła broda pana Szymona. - Po założeniu kostiumów, czekała nas charakteryzacja. Udajemy się więc do odpowiedniego punktu, panie nas oglądają, po czym stwierdzają, że wyglądamy fantastycznie i nie potrzebujemy makeupu - mówi Szymon Kasak. - Szymon za swoją brodę zbierał liczne pochwały. Ja, natomiast do roli trębacza, dostałem uroczą perukę - dodaje pan Sławomir.
Jak to w filmie, sceny były kręcone po kilkanaście razy, aż reżyser i operator nie mieli żadnych uwag, uznając, że nagrane ujęcia są perfekcyjne. - Niektóre sceny musiały być powtarzane, ponieważ raz kamera ukazywała je z perspektywy delegacji polskiej, raz czeskiej, krzyżackiej i wreszcie węgierskiej - wyjaśnia S. Kasak.
Jak obaj podkreślają, atmosfera, mimo opanowującego wszystkich zmęczenia, była wspaniała. Bardzo mile zaskoczyło ich podejście głównych aktorów, grających w serialu, którzy już na początku przełamywali wszelkie bariery, tworząc serdeczny, przyjacielski klimat. - Podchodzi do mnie odziany w monarsze szaty mężczyzna, wyciąga rękę i przedstawia się: „Jestem Janek”. Więc ja na to: „Szymon”. W ten sposób poznałem mego króla, czyli Karola Roberta, w którego w serialu wciela się Jan Krzysztof Szczygieł, mniej może znany z ekranu, gdyż jest on przede wszystkim aktorem teatralnym - opowiada pan Szymon.
Królewscy trębacze w gustownych tunikach Arch. Sławomira Partyki
Obok przedstawicieli tarnobrzeskiej chorągwi, na planie, w charakterze statystów wystąpili przede wszystkim członkowie wielu grup rekonstrukcji historycznych. Ich werbunkiem zajął się Arkadiusz Dzikowski, hetman Kapituły Rycerstwa Polskiego. To dzięki niemu na planie filmowym znaleźli się rycerze z Tarnobrzega. - Przejechali przede wszystkim członkowie grup, bractw rycerskich z Pomorza, gdzie działa ich bardzo wiele. Oni byli zresztą, można powiedzieć, na miejscu. My zaś z ekipą z Tarnowa przybyliśmy z najodleglejszych miejscowości - dodaje Szymon Kasak.
Obaj panowie wrócili bardzo zmęczeni, ale jeszcze bardziej szczęśliwi, zadowoleni i dumni. Bo oto, nieoczekiwanie, zostali poinformowani przez drugiego reżysera, że zostaną ponownie zaproszeni na plan serialu jeszcze w lutym i marcu. - Widać spodobaliśmy się - śmieje się Sławomir Partyka.
Odcinki z udziałem naszych „aktorów” zostaną wyemitowane na wiosnę.
Pierwszy zjazd w Wyszehradzie, pełniącym wówczas rolę stolicy królestwa węgierskiego, rozpoczął się 1 listopada 1335 r. Głównym powodem spotkania trzech monarchów - Kazimierza Wielkiego, króla Polski, Karola Roberta, króla Węgier i Jana Luksemburczyka, króla Czech oraz delegacji Zakonu Krzyżackiego, w której znaleźli się: Henryk Rusin, prowincjał ziemi chełmińskiej, Markward von Sparemberg, komtur toruński i Konrad von Brunsheim, komtur Świecia, było rozsądzenie sporu pomiędzy Polską a państwem krzyżackim o zabór ziem dokonanych przez to ostatnie. Wyrok, który ogłosili władcy czeski i węgierski, pełniący rolę arbitrów, zapadł 26 listopada. Na jego mocy Polska miała odzyskać Kujawy oraz ziemię dobrzyńską, Zakon miał natomiast zachować Pomorze oraz ziemie chełmińską i toruńską, jako wieczystą jałmużnę. Krzywdy, natomiast jakie strony doznały w konflikcie, miały być sobie nawzajem darowane.
Podczas zjazdu doszło także do porozumienia Kazimierza i Jana Luksemburczyka odnośnie roszczeń tego ostatniego do korony polskiej, której zrzekł się ostatecznie za 20.000 kop groszy praskich. Luksemburczyk rościł sobie pretensje do polskiego tronu, albowiem uważał się za spadkobiercę Wacława III, władcy Czech i Polski, ostatniego Przemyślidy zmarłego w 1306 r.