...i mównica w nim jest zbędna.
Wprawdzie sprawa jest już nieaktualna, jednak niesmak pozostał. Takiego skomasowanego ataku na tarnobrzeskie muzeum i jego dyrektora dawno albo w ogóle nigdy nie było. Przyczyną stała się - nie tylko moim zdaniem, ale też wielu innych osób, którym kultura i bezcenne narodowe dobra leżą na sercu - jak najbardziej zasadna odmowa dyrektora tejże instytucji, by w zamku Tarnowskich odbywały się sesje Rady Miasta.
Z powodu remontu zabytkowej części Tarnobrzeskiego Domu Kultury, w tym sali kameralnej, gdzie toczyły się obrady, radni zmuszeni zostali do przeniesienia się na kilka miesięcy do sali konferencyjnej w urzędzie miasta. Tymczasowe lokum jednak części z nich nie odpowiada, z powodu ciasnoty i wielu innych mankamentów, jakie - ich zdaniem - ono posiada. A koronnym argumentem jest troska o mieszkańców, którzy nie będą mogli z powodu braku miejsca obserwować ich dyskusji. Stąd pomysł rzucony przez kilku radnych, by przenieść się do wielkiej sali zamku Tarnowskich w Dzikowie.
Po odmowie dyrektora Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega dr. hab. Tadeusza Zycha rozpętała się dyskusja wokół muzeum i jego działalności, którą niektórzy mocno atakowali. Kiedy słuchałam i czytałam wypowiedzi, mimowolnie nasunęło mi się pytanie: mowa o muzeum czy raczej domu kultury, a może domu weselnym, skoro w zamku powinny odbywać się wszelkiego rodzaju imprezy, w tym także bale i przyjęcia weselne? Nie po to przecież, jak argumentowali niektórzy radni, przyznawali oni pieniądze na remont i adaptację dawnej siedziby Tarnowskich, by stała i marnowała się, bo po salach muzealnych ponoć hula tylko wiatr, a zwiedzających ani ćwiartki się nie uświadczy. Nie mówiąc już o innych opiniach, że w zamku nic się nie dzieje, jest fatalnie zarządzany pod względem turystycznym (cokolwiek by to nie miało znaczyć), itd.
I tu ja mam pytanie: a skąd panie i panowie radni (z nielicznymi wyjątkami) oraz inni znawcy działalności MHMT czerpią te informacje, skoro w zamkowych komnatach trudno ich uświadczyć? Nie bywają na wernisażach, koncertach, promocjach, sesjach naukowych odbywających się w muzeum. Przynajmniej mi trudno ich dostrzec, nie znajduję ich również na zdjęciach, które robię w ramach obowiązków redakcyjnych. Poza tym utyskiwanie, że muzeum organizuje zbyt mało wydarzeń lub w skromniejszym, a nie bizantyńskim stylu, zwłaszcza w ustach radnych dziwi. To oni przecież uchwalają budżet miasta i dotacje dla poszczególnych podmiotów finansowanych z niego. Czyżby nie znali kwoty, jaką otrzymuje muzeum i sumy przeznaczonej na działalność statutową? Często przyrównuje się tarnobrzeską instytucję do Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli (chapeau bas przed jego panią dyrektor i pracownikami). Tylko zapomina o jednym - różnicy w wysokości budżetu, jakim dysponują. A ta, bagatelka, wynosi „tylko” 2 mln zł!
A na koniec, ku przypomnieniu jednym, innym zaś zapoznaniu, pierwsze zdania ustawy o muzeach: „Muzeum jest jednostką organizacyjną nienastawioną na osiąganie zysku, której celem jest gromadzenie i trwała ochrona dóbr naturalnego i kulturalnego dziedzictwa ludzkości o charakterze materialnym i niematerialnym, informowanie o wartościach i treściach gromadzonych zbiorów, upowszechnianie podstawowych wartości historii, nauki i kultury polskiej oraz światowej, kształtowanie wrażliwości poznawczej i estetycznej oraz umożliwianie korzystania ze zgromadzonych zbiorów”. W przypadku muzealiów zgromadzonych w zamku, dochodzi bardzo ważny fakt - gros z nich to depozyt rodziny Tarnowskich, którego przechowywanie i udostępnianie obwarowane są zapisami w stosownej umowie.
Dlatego dyrektor MHMT, jako odpowiedzialny za instytucję i zbiory, podjął jedyną słuszną decyzję, a niektórzy radni, zasłaniający się dobrem mieszkańców, którzy mieliby tłumnie przychodzić na sesje, jakoś przeżyją te kilka miesięcy bez "licznej" publiczności i mównicy.