Sandomierscy winiarze podsumowują tegoroczny sezon i zapowiadają dobre wino.
Święto młodego wina, które po raz kolejny odbyło się w Sandomierzu, potwierdza to, że okoliczne lessowe pagórki świetnie nadają się na uprawę winorośli. Powstające na słonecznych stokach winnice to dla jednych pasja, dla innych sposób na biznes lub sadownicza alternatywa i szansa na dobry produkt.
Choć wielu koneserów podkreśla oryginalny bukiet smakowy sandomierskiego wina, to jednak sami producenci podkreślają, że miniony sezon był bardzo trudny w winnicy.
- W tym roku pogoda nam nie sprzyjała. Wiosenne przymrozki skorygowały prawidłowość wyboru miejsca na usytuowanie winnicy, uprawiane odmiany i zastosowany sposób cięcia winorośli. Młode winnice nie ucierpiały tak bardzo i szybko nadrobiły straty wegetacji spowodowane przymrozkami. Jednak, gdy ciecia były dość gruntowne, to jednak straty w tych winnicach były znaczniejsze. Generalnie w naszym rejonie owoce dojrzały w miarę dobrze, choć jesień była mokra i trudna dla zbiorów. Porównując z rejonem zielonogórskim, gdzie mokre lato spowodowało, że owoce miały bardzo słabe parametry, tamtejsi winiarze wystąpili do ministerstwa o możliwość dosładzania win. U nas nie było takiej konieczności. I choć wino będzie można ocenić dopiero na wiosną myślę, że nie będzie ono gorsze od lat poprzednich - mówił Mateusz Paciura, właściciel winnicy Nad Jarem.
Podobnie ocenia miniony sezon pani Magdalena Kapłan, właścicielka winnicy Nobilis. - Wina będzie tyle samo, choć straty w winnicach były spore. Trudności rozpoczęły się od wiosennych przymrozków. Najbardziej ucierpiały wtedy odmiany typu Muscat, które wcześnie zaczynają wegetację. W tych uprawach było sporo strat. W rejonie Sandomierza ułożenie winnic jest dobre, leżą w większości na pagórkach, więc fala mrozów nie aż tak dotkliwie wpłynęła na rozpoczęcie wegetacji jak to miało miejsce w winnicach na Podkarpaciu. Suche lato, też miało swój wpływ na jakość owoców. Nie była łatwa także jesień, była deszczowa i mokra. Trzeba było nie lada sztuki, by wstrzelić się w dobry dzień na zbiór. Czy to się przełoży na jakość wina, trudno dziś powiedzieć, może być mniej alkoholu, ale nie wpłynie to na jego jakość - podkreśla Magdalena Kapłan.
Lokalni winiarze w ostatnich latach obserwują duże zainteresowanie uprawą winorośli. - Właściciele istniejących już winnic stale powiększają areał nasadzeń, i co ciekawe, próbują uprawy trudniejszych odmian, które wymagają już znacznej wiedzy. Są to odmiany wrażliwe, późno dojrzewające, ale ich owoce mają lepsze parametry do wyrobu wina. Powstaje także wiele małych, prywatnych winnic, gdzie pasjonaci próbują amatorsko uprawiać winorośl. Tutaj zalecałabym uprawę odmian tzw. mieszańców złożonych, są one przewidywalne, bardziej odporne i co najważniejsze, co roku owocują - dodaje pani Magdalena Kapłan.
Jak podkreślają winiarze, w winnicy pracy nie brakuje przez cały rok. Od wczesnej wiosny rozpoczyna się przycinanie pędów, ale tak, aby pozostawić „oczka”, z których wyrosną nowe. Podczas roku trzeba wykaszać międzyrzędy, zadbać by nie weszły choroby, szczególnie te pleśniowe, które niszczą jakość owocu. Oczywiście ważne jest odpowiednie zasilanie roślin, tak aby wykształtowały się dobrze owoce. Kolejnym elementem jest zabezpieczenie winnicy przed gradem i ptakami, które często wydziobują dojrzewające winogrona. Zbiór owoców przypada od połowy września do połowy października. Czas zbioru uzależniony jest odmianą winorośli, pogodą, jaką zaserwuje natura, i nasłonecznieniem plantacji.
I choć wielu myślałoby, że po zbiorze winiarze czekają tylko na dobre wino, to jest w tym wiele przesady. Jak się okazuje, zaczyna się wtedy ważny etap pracy przy kontrolowaniu całego procesu fermentacji i dojrzewania wina. Tutaj najmniejszy błąd może kosztować wiele w smakowym bukiecie wytwarzanego wina.