- Nie sposób znaleźć we wrześniu 1939 r. dzień, w którym nikt nie zginął w wyniku działań wojennych - powiedział o. Marek Grzelczak OP.
- Jednym z nich była środa 13 września, kiedy po straceńczej obronie przeprawy przez Wisłę w Tarnobrzegu zginął por. Józef Sarna. Oddał życie w obronie wolności i prawa Polaków do życia zgodnego z najwyższymi wartościami. Jesteśmy na Mszy św. i powinniśmy skojarzyć, że jego ofiara była możliwa dzięki największej ofierze, jaką złożył za nas Pan Jezus - stwierdził o. Marek Grzelczak, przeor tarnobrzeskiego klasztoru ojców dominikanów.
Jak co roku, w rocznicę śmierci kpt. Józefa Sarny, na cmentarzu wojskowym zebrali się uczniowie byłego Gimnazjum nr 3, któremu patronował, przedstawiciele władz miasta, kombatanci oraz mieszkańcy miasta, by podczas Eucharystii modlić się o spokój jego duszy.
W czasie uroczystości na grobie bohaterskiego obrońcy złożone zostały wiązanki kwiatów oraz zapalone znicze.
13 września 1939 r. był ostatnim dniem życia nie tylko dla Józefa Sarny, ale także dwóch innych bohaterskich osób. Gdy na wiślanej skarpie, na tzw. Wianku w Tarnobrzegu poległ por. Sarna, po drugiej stronie rzeki w Radowężu zginęli od niemieckich kul - Stefan Józefczak oraz Józef Nasternak. Miejsce, w którym zostali zamordowani, upamiętnia obelisk zwieńczony metalowym krzyżem, stojący w wiślanym międzywale.
Stefan Józefczak wraz z Józefem Nasternakiem, byli przewoźnikami obsługującymi prom linowy na Wiśle. Józefczak wydzierżawił go od hrabiego Zdzisława Tarnowskiego, a na jego prowadzenie otrzymał stosowne pozwolenie wydane przez wojewodę małopolskiego.
Pomnik przewoźników Katarzyna Opioła
W początkach września 1939 r. obaj przewoźnicy, dzięki swojemu promowi i znajomość rzeki uratowali część Armii „Kraków”, wycofującej się na prawy brzeg Wisły. Pod naporem niemieckich wojsk polskie oddziały zmuszone były do ciągłego odwrotu. Gdyby nie pomoc ze strony Stefana Józefczaka i Józefa Nasternaka los setek polskich żołnierzy byłby przesądzony. Mimo nalotów i ostrzałów dzień i noc przewozili nasze wojsko. Kiedy jednak 10 września, działanie promu stało się niemożliwe, postanowili przeprowadzić je wpław przez bród na wysokości kępy kajmowskiej. Za swą odwagę i poświęcenie otrzymali zaświadczenie wystawione przez wyższego oficera, którym mogli się legitymować po zakończeniu działań wojennych. Niestety zamiast orderów i podziękowań czekał ich tragiczny koniec. Ktoś zdradził Niemcom, że pomogli polskiej armii. Podczas rewizji hitlerowcy znaleźli przy jednym z nich dokument potwierdzający słowa zdrajcy. Obaj zostali rozstrzelani na terenie betoniarni, należącej do Stefana Józefczaka. Byli pierwszymi ofiarami hitlerowskiego terroru na naszym terenie.
Od lat pomnikiem, ufundowanym przez rodziny i mieszkańców Radowęża, opiekuje się Janusz Błachowicz z Tarnobrzega, krewny zamordowanych. To jego staraniem przed paroma tygodniami obelisk został odnowiony, a otaczający go teren uporządkowany.