Rosół na "Weselu" przejdź do galerii

W Tarnobrzegu słowa dramatu Stanisława Wyspiańskiego zabrzmiały na placu Bartosza Głowackiego.

Wybrane sceny czytali parami przedstawiciele władz, z przewodniczącym Rady Miasta Dariuszem Bożkiem i jego zastępczynią Bożeną Kapuściak, duchowieństwa, wymiaru sprawiedliwości, instytucji, stowarzyszeń, służb mundurowych. Czytali także sportowcy, motocykliści, harcerze oraz goście Domu Dziennego Pobytu z jego kierownikiem Krzysztofem Kowalczykiem.

Głównym organizatorem wydarzenia były osoby tworzące portal kulinarny dolinasmaku.eu we współpracy z Miejską Biblioteką Publiczną im. dr. Michała Marczaka w Tarnobrzegu.

- Mam nadzieję, że będzie to wspaniałe doświadczenie. A na zakończenie, w samo południe, zapraszamy wszystkich na poczęstunek gorącym rosołem mówiła, rozpoczynając akcję, Monika Zając, główna koordynatorka wydarzenia.

- Pałeczkę przygotowania tegorocznego wydarzenia przejęła dolinasmaku.eu, która jest głównym organizatorem i autorem scenariusza. Biblioteka ze swej strony natomiast udzieliła wsparcia technicznego, przygotowując całą obsługę - zaznaczyła Stanisława Mazur, dyrektor tarnobrzeskiej biblioteki, która od samego początku uczestniczy w ogólnopolskiej akcji czytania polskiej klasyki.

Zanim pierwsi uczestnicy zmierzyli się z kwestiami poszczególnych osób dramatu, zabrzmiała dobrze znana tarnobrzeżanom piosenka „Hej, dzikowianie jadą”. Ludowych piosenek i przyśpiewek nie zabrakło także w trakcie dwugodzinnego spotkania z „Weselem”. Co odważniejsi zdecydowali się nawet, jak przystało na wesele, ruszyć w tany.

Rosół na "Weselu"   Jak wesele, to i tańce Marta Woynarowska /Foto Gość - Zdecydowanie od tańczenia wolę czytanie - śmiał się Piotr Czepiel, który reprezentował Korporację Kominiarzy. - Z propozycją udziału w czytaniu zwróciła się do mnie Monika Zając. Nawet sekundy się nie zastanawiałem. Zwłaszcza że akcja, zapoczątkowana przed 6 laty przez poprzedniego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, a kontynuowana przez obecnego, jest bardzo szczytna i potrzebna. Przypomina nam bowiem klasykę naszej literatury, a jej znajomość jest niezwykle istotna. To ona kształtowała postawy, poglądy kolejnych pokoleń Polaków. Jest odbiciem naszej polskiej duszy i tożsamości. „Wesele” ma w tym względzie miejsce wyjątkowe. I mimo że powstało 116 lat temu, wciąż jest aktualne, zwłaszcza przesłanie, że tylko w zgodzie i razem jesteśmy w stanie budować, tworzyć lepszą przyszłość i dać coś naszemu krajowi oraz przyszłym pokoleniom. Szczególnie mocno chciałbym zaakcentować ów apel Wyspiańskiego o jedność, której nie ma wśród polityków, jak i w naszym spolaryzowanym społeczeństwie.

Od wesela do „Wesela”

Dramat Stanisława Wyspiańskiego zrodził się 21 listopada 1900 r., dzień po ślubie Jadwigi Mikołajczykówny i Lucjana Rydla, zawartym w bocznej kaplicy kościoła Mariackiego w Krakowie, będącym świątynią parafialną dla Bronowic, z których pochodziła panna młoda. Tego dnia odbywały się poprawiny i oczepiny, obrzęd, którego nie mogło zabraknąć podczas wesela. Zaproszeni goście z Krakowa oraz krewni z Bronowic zeszli się na zabawę do dworku Włodzimierza Tetmajera, gdzie odbywały się tańce i oczepiny, biesiadowano natomiast w domu rodzinnym panny młodej. To w „Tetmajerówce” Wyspiański zobaczył swoje „Wesele”. Z obrazów, fragmentów rozmów, jakie do niego dolatywały, stworzył dramat, uważany - obok Mickiewiczowskich „Dziadów” - za najważniejszy w polskiej literaturze. Tadeusz Boy-Żeleński w swojej „Plotce o »Weselu«” pisał, że Wyspiański „szczelnie zapięty w swój czarny tużurek, stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu, do tej izby, raz po raz wchodziło po parę osób, raz po raz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę”.

Rosół na "Weselu"   Na weselu nie może zabraknąć muzyki Marta Woynarowska /Foto Gość Do pisania „Wesela” autor przystąpił bardzo szybko, już w kilkanaście dni od bronowickich wydarzeń powstały pierwsze sceny dramatu. Tworząc utwór, Wyspiański mieszkał w kamienicy przy pl. Mariackim, zatem tuż obok kościoła, gdzie odbył się ślub, na którym był świadkiem. W lutym 1901 r. przedłożył cały tekst wraz z didaskaliami dyrektorowi Teatru Miejskiego Józefowi Kotarbińskiemu. Dramat wcześniej poznali m.in. Eliza Pareńska, wielka miłośniczka i protektorka Wyspiańskiego, oraz jego przyjaciel Stanisław Estreicher. Doktorowa Pareńska, przyszła teściowa Boya-Żeleńskiego, była dramatem zachwycona i dziękowała autorowi za uwiecznienie swoich córek - Zosi i Maryny - w dziele. Zdecydowanie mniejszy entuzjazm okazywały Antonina Domańska (Radczyni z „Wesela”) oraz matka pana młodego Helena Rydlowa, obawiająca się o reputację swojej rodziny, a szczególnie córki Haneczki, panny na wydaniu. Poprosiła nawet Wyspiańskiego, którego zresztą bardzo lubiła i ceniła, by pominął postać, dla której pierwowzorem była jej latorośl. Pisarz jednak zdecydowanie odmówił. Wówczas własnym nakładem wydrukowała afisze, na których zmienione zostały imiona dziewcząt - panien Pareńskich i Rydlówny.

W dniu premiery sztuki Teatr Miejski pękał w szwach. Na spektakl wybrała się również pani Rydlowa, która słowa aktora grającego jednego z młodych chłopów o tym, że „te panny z miasta tak się do nas biorą, iż widocznie nas chcą” przypłaciła rozstrojem nerwowym.

Po zapadnięciu kurtyny na widowni zapadła długa cisza. Publiczność bowiem, spodziewająca się lekkiej sztuki, będącej swoistą plotką o bronowickim weselu, była mocno zaskoczona tym, co obejrzała. Opinie zarówno wśród widzów, jak i krytyków były mocno zróżnicowane. Największym obrońcą dramatu S. Wyspiańskiego, głoszącym peany na jego cześć, był sam Lucjan Rydel, który potraktowany przyjacielsko-ironicznie mógł mieć jakieś zastrzeżenia. Tymczasem krzyczał na cały głos: „Wspaniałe, wspaniałe!”.

Przyszłość pokazała, że rację miał Pan Młody.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..