Gdyby nie Sprawiedliwi Ukraińcy nie pisałabym tych słów. Zwyczajnie nie byłoby mnie.
Uczestnicząc w dzisiejszych tarnobrzeskich obchodach Dnia Pamięci o Ofiarach Ludobójstwa na Wołyniu bardzo mocno uderzyło mnie podkreślanie liczby pomordowanych Polaków, przytaczanie opisów dokonywanych zbrodni, epatowanie okrucieństwem. Stojąc i słuchając tych opowieści, pomyślałam: a gdzie słowa przebaczenia, tego zwykłego, przystającego chrześcijaninowi przebaczenia, zwłaszcza, że zaledwie kilka minut wcześniej podczas Mszy, wszyscy wypowiedzieliśmy znamienne zdanie: „Pokój nam wszystkim”. Pokój nam wszystkim, czyli nie tylko zgromadzonym w tym kościele, ale ogólnie, także tym, którzy mieszkają na wschód od Bugu.
Moja rodzina pochodzi z Wołynia. Tam w powiecie kowelskim przyszli na świat mój stryj i tata. Tam dziadzio miał posiadłość, którą stracił jeszcze we wrześniu 1939 r., kiedy Kresy Wschodnie znalazły się pod okupacją sowiecką. Już wtedy z pomocą przyszli „miejscowi”, jak się określali, czyli Ukraińcy. Nie wiem jakim cudem większość rodziny (bo nie cała) uniknęła śmierci, czy wywózki na Syberię lub do Kazachstanu, zważywszy na ziemiańskie pochodzenie. Z pewnością nie bez znaczenia była postawa ukraińskich pracowników mego dziadzia, którzy go bronili. Obronili i uratowali jego i rodzinę także w czasie rzezi wołyńskiej, kiedy znaleźli się w jej samym centrum. To Sprawiedliwi Ukraińcy ocalili moją babcię, dziadzia, stryjka i tatę, kiedy ukryli ich w transporcie zboża wysyłanego na zachód. Niestety ich nazwiska znał tylko dziadzio i zabrał je ze sobą wiele lat temu odchodząc z tego świata. Nie możemy zatem odwdzięczyć się im za uratowanie zgłaszając do listy „Sprawiedliwych”, a tych jak się okazuje było wielu. I w tym miejscu zawsze rodzi się pytanie: dlaczego zatem o tych ludziach tak przerażająco mało mówi się, ba, prawie milczy? A przecież tak chętnie wspominamy, podkreślamy jak wielu Polaków ratowało w czasie II wojny Żydów. Dlaczego zatem milczymy o Ukraińcach, którzy ocalili nie jedno polskie życie?
Prawdziwym przerażeniem napawa mnie przytaczanie liczb ofiar po polskiej i ukraińskiej stronie i podkreślanie, że Polaków zginęło o wiele więcej. Czy gdyby bilans był równy, wówczas specjaliści od liczb uznaliby, że krzywdy są wyrównane? Czy życie jednego człowieka ma mniejszą wartość od dziesięciu ludzi? I gdzie w tym wszystkim chrześcijańskie przebaczenie?