Co zostaje z młodego chłopaka po dostaniu się w niszczące tryby rosyjskiej armii?
Zupełnie inny człowiek ze złamanym charakterem, psychiką i kręgosłupem życiowym. O zetknięciu się z realiami rosyjskiej armii opowiada bohater monodramu „Jak zjadłem psa”, któremu przyszło odbyć trzyletnią służbę wojskową w rosyjskiej marynarce wojennej. W rolę młodego rezerwisty wcielił się Mateusz Załuska, aktor Teatru Czwartek, który na scenie kameralnej Tarnobrzeskiego Domu Kultury wystąpił w monodramie Jewgienija Griszkowca.
Tekst współczesnego rosyjskiego dramaturga, jak większość jego utworów, z pozoru traktujący o banalnych sprawach, porusza jednak kwestie ważne dla każdego człowieka, mówi bowiem o jego marzeniach, dążeniach, ale także o lęku i pragnieniu zachowania człowieczeństwa. W sposób ciepły, okraszony niebanalną autoironią ukazuje swych bohaterów w sposób autentyczny i niewymuszony. Tak jak młodego mężczyznę z utworu „Jak zjadłem psa”, który po trzyletniej służbie w rosyjskiej marynarce wojennej wraca do rodzinnego domu. Do domu i rzeczywistości, które w jego oczach mocno zmieniły się w czasie nieobecności. Sytuacja skłania go do snucia różnych przemyśleń – zabawnych, sentymentalnych, refleksyjnych.
Mateusz Załuska doskonale przemyślał tekst. Oglądając jego występ widz odnosił wrażenie, że mówi o sobie, o sobie jako marynarzu, powracającym do domu. Fantastycznie nakreślona postać bohatera dramatu zyskała olbrzymią sympatię widowni, czego najlepszym dowodem była gorąca owacja dla pana Mateusza.
Aktor Teatru Czwartek, działającego przy Tarnobrzeskim Domu Kultury postanowił zrealizować swoje marzenie i zmierzyć się z najtrudniejszym rodzajem utworu dramatycznego, czyli monodramem.
Na chwilę przed występem Marta Woynarowska /Foto Gość
– Po przejrzeniu różnych tekstów, pozostawiłem sobie do wyboru dwa, ale nie ukrywam, że miałem obawy czy podołam im, gdyż nie należały do łatwych. Wówczas przypomniałem sobie spektakl, który lata temu, jeszcze jako licealista obejrzałem w Koszalinie. Był to prawdziwy popis w wykonaniu Marka Sitarskiego, aktora Teatru Lubuskiego w Zielonej Górze – opowiada Mateusz Załuska. – Do dzisiaj pamiętam niektóre sceny. Zwróciłem się zatem z prośbą o zgodę na wykorzystanie tekstu, ale i pomoc w dotarciu do niego. Spotkała mnie ogromnie miła niespodzianka, gdyż już następnego dnia po rozmowie otrzymałem całą treść utworu Jewgienija Griszkowca z zapewnieniem, że pan Marek Sitarski bardzo chętnie będzie mi służył wszelką pomocą i radą.
Pracę nad tekstem Mateusz Załuska rozpoczął w styczniu br. On jest także reżyserem spektaklu. – Naturalnie poprosiłem o obejrzenie i radę osobę z zewnątrz. Ponieważ akurat tak się złożyło, że nasz reżyser i kierownik Teatru Czwartek Sylwester Łysiak, wyjechał do sanatorium, dlatego swoje kroki skierowałem do Wojciecha Gwoździowskiego. I przyznam, że jego uwagi i propozycje były bardzo celne i cenne – wyjawia aktor. – Nie ukrywam, że sięgnąłem po fragment jednej sceny zapamiętanej z koszalińskiego spektaklu. Bardzo mnie ona wówczas ujęła i wciąż tkwi mi w pamięci.
Już po premierze pan Mateusz przyznał się do dużej tremy, większej od towarzyszącej dotychczasowym występom. – Zdałem sobie sprawę, że tu nikt mi nie jest w stanie pomóc, że jestem pozostawiony sam sobie. Obawiałem się kilku momentów, kiedy w toku myślenia bohatera następują duże przeskoki, bardzo głębokie dygresje. Ale szczęśliwie udało się wszystko. Ten spektakl dedykowałem moim ukochanym rodzicom, którzy przyjechali do mnie w odwiedziny. To był taki mój skromny prezent dla nich i chęć pokazania co jest ważne w moim życiu – podkreślił Mateusz Załuska.