- Nie trzeba wiele, by zaradzić ludzkiej biedzie i samotności. Tworzymy dom, gdzie nasze podopieczne mają opiekę, pomoc i życzliwe serca - podkreśla siostra Małgorzata Czarnecka.
Siostry szarytki podają pomocną dłoń samotnym paniom, które ze względu na podeszły wiek wymagają opieki, oraz tym, których warunki domowe nie pozwalają na dobre i godne znoszenie starości i choroby. – Każdy przypadek jest inny i często skomplikowany, dlatego nasz dom otwarty jest dla tych, które potrzebują pomocy i opieki. Jest to schronisko, dlatego możemy pomagać tylko tym paniom, które nie wymagają specjalistycznej opieki medycznej i nie mają zaburzeń natury psychicznej – mówi siostra Małgorzata.
Wzorem św. Brata Alberta
Pięknie położony, na jednym ze wzgórz wyżyny Opatowskiej, dom Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo przez lata służył zgromadzeniu jako miejsce odpoczynku i dom dla sióstr emerytek. Z czasem siostry postanowiły i tutaj rozpocząć kolejne dzieło miłosierdzia skierowane do najuboższych i starszych kobiet. – Jesteśmy w tym miejscu od 160 lat. Te ziemie ofiarował zgromadzeniu ks. Kazimierz Stokowski w podziękowaniu za opiekę nad jego siostrą. Przez lata były tutaj gospodarstwo rolne i dom, gdzie przybywały na odpoczynek siostry pracujące w sandomierskim szpitalu oraz nasze siostry seniorki. Niestety, po ukazie carskim likwidującym zgromadzenia zakonne duża cześć ziem została nam odebrana. Następnie, po II wojnie światowej, odebrano kolejny raz nasze dobra, pozostawiając dla zgromadzenia tylko 5 hektarów ziemi i budynki gospodarcze – opowiada siostra. W 1994 r. siostry podpisały porozumienie z Towarzystwem Pomocy im. św. Brata Alberta i utworzono schronisko dla kobiet.
Świąteczne upominki wykonane osobiście przez pensjonariuszki ks. Tomasz Lis /Foto Gość – Obecnie pod naszą opieką jest osiem pań z całego regionu. Najmłodsza ma 62 lata, zaś najstarsza 92. Są to panie, które trafiły do nas skierowanie przez opiekę społeczną lub bezpośrednio przez rodzinę, która nie miała warunków i możliwości, aby otoczyć je należytą opieką. Oczywiście, są także i przypadki, że trafiają do nas panie z powodu braku opieki ze strony najbliższych, są to bardzo przykre sytuacje – dodaje siostra Małgorzata.
Ze względu na status schroniska panie mogą przebywać w tym domu tylko sześć miesięcy, potem mogą wystosować prośbę o dalszy pobyt, co zdarza się bardzo często. Kilkakrotnie siostry starały się o przeorganizowanie schroniska w rodzinny dom opieki społecznej, dzięki czemu podopieczne mogłyby przebywać w nim nawet i w przypadku obłożnej choroby, jednak jak na razie jest to bardzo trudne. – Niestety, gdy stan zdrowia naszych podopiecznych pogarsza się, musimy szukać dla nich miejsca w Domu Pomocy Społecznej. Najczęściej trafiają pod opiekę naszych sióstr prowadzących DPS w Kurozwękach. Czasem zdarza się, że po poprawie zdrowia chcą wrócić do nas, bo mówią, że tutaj czują się jak w domu – dodaje siostra Małgorzata.
Smak zakonnej konfitury
Podopieczne schroniska wraz ze wspólnotą sióstr szarytek tworzą niemal jedną rodzinną. – W miarę możliwości uczestniczą z nami w modlitwach, wiele z nich chce pomagać w kuchni czy na refektarzu. Niezwykle ważna jest dla nich atmosfera domu. Wiele z nich nosi w sercu duchowe rany, zapomnienia czy odrzucenia przez rodzinę, dlatego rodzinne relacje pomagają im zapomnieć o tym, co bolesne – opowiada siostra Małgorzata.
Wielkanocne ozdobne jajka gotowe na prezenty ks. Tomasz Lis /Foto Gość W ramach warsztatów terapeutycznych siostry wraz z podopiecznymi wykonują wiele artystycznych prac. Przed Bożym Narodzeniem były to ręcznie zdobione styropianowe bombki, które trafiały do bliskich i dobroczyńców schroniska. Teraz przyszedł czas na wykonanie wielkanocnych ozdobnych jajek. – Takie prace bardzo lubią nasze podopieczne. Pomagają im zachować sprawność manualną, a przy tym daje im dużo radości to, gdy przez nich wykonana ozdoba staje się miłym prezentem dla innych – dodaje siostra.
Duchową opiekę nad schroniskiem sprawuje miejscowy proboszcz z Ptkanowa, który dla całej wspólnoty odprawia Mszę św. i służy posługą sakramentalną. Jedna z sióstr w domu w Lipowej spędziła niemal całe swoje zakonne życie.
Siostra Regina obchodzi 60 lat powołania zakonnego ks. Tomasz Lis /Foto Gość Siostra Regina trafiła tutaj 58 lat temu. Już niebawem będzie obchodziła jubileusz 60 lat powołania zakonnego. To dzięki jej działaniom i trosce przez lata funkcjonowało tutaj zakonne gospodarstwo, a teraz sad i ogród, skąd pochodzą owoce na zakonne konfitury i dżemy. – To taki nasz zakonny produkt, w pełni ekologiczny, domowy, a co najważniejsze bardzo smaczny – podkreśla siostra Małgorzata.