Ponad pół wieku temu, mając szesnaście lat pokonała pół Polski po to, aby wstąpić do klasztoru. Każdego dnia jest szczęśliwa, że dobrze odczytała Boże powołanie.
- A co ja tam mam do opowiadania? Od dziecka chciałam być zakonnica i moje marzenie się spełniło i trwa. Wiem, że to dzięki Bogu, który mnie prowadzi a Jego wolę chcę odczytywać każdego dnia – podkreśla s. Monika Bujnowska. Niemal całe jej życie zakonne związane jest z posługą w parafii św. Józefa w Sandomierzu, gdzie poprzez pokorną posługę i cichą modlitwę pokazuje piękno realizacji życia w zakonie.
Wyprawa życia
Sandomierska franciszkanka ks. Tomasz Lis /Foto Gość Nie jest łatwo nakłonić siostrę Monikę do wspomnień. Wymawia się, że mało co już pamięta, że nic nadzwyczajnego nie ma w jej powołaniu. – Już jako dziewczynka obserwowałam siostry zakonne w naszej parafii w Goniądzu koło Białegostoku, ale nic im nie mówiłam o moim pragnieniu. Podobało mi się jak prowadziły procesje eucharystyczne w niedziele, jak się modliły – opowiada siostra Monika. Jak podkreśla swoje powołanie chyba wymodliła z rodziną, bo codziennie wszyscy wspólnie mówili różaniec. – Gdy skończyłam dziewiątą klasę, bo wtedy były inaczej te klasy w szkole, powiedziałam mamusi, że chcę wstąpić do klasztoru. Miałam wtedy szesnaście lat. A mama na to, że przecież już książki kupiłam do następnej klasy. Odpowiedziałam, że książki zwrócę. I tak się stało. Mama tylko się martwiła czy wytrwam – opowiada siostra.
Zaczęła więc szukać zgromadzenia dla siebie. Pytała proboszcza i bliskich w rodzinie o radę, lecz jakoś nie przychodziło to łatwo. Dopiero jedna z matek zakonnicy, która była u franciszkanek w Sandomierzu poradziła by pojechała właśnie tam. – Ona wytłumaczyła mi jakimi pociągami i autobusami mam jechać, gdzie wysiąść, jak iść by trafić do klasztoru. Trochę się bałam, bo ja nigdzie wcześniej nie jeździłam, ale pragnienie wstąpienia do zakonu było silniejsze – dodaje. Pod koniec sierpnia spakowała małą walizkę, wzięła ciepłą kołdrę i wyruszyła w podróż życia. – Do Białegostoku pojechałam autobusem, jechał ze mną tatuś, który udawał się do lekarza. On poszedł do szpitala a ja na stacje PKP. Trzy godziny czekałam na pociąg do Warszawy. W stolicy kolejne kilka godzin na pociąg do Skarżyska Kamiennej i potem do Sandomierza. Z dworca autobusem trafiłam pod katedrę i tu zobaczyłam moje siostry jak wychodziły ze Mszy św. Poszłam więc za nimi. I tak trafiłam do upragnionego zakonu. Siostra przełożona myślała, że przyjechałam do szkoły, ale ja powiedziałam, że nie lubię się uczyć, za to bardzo chcę być zakonnica. I tak się stało – dodaje z uśmiechem siostra.
Zakonny przepis na życie
Izba pamięci bł. ks. Antoniego Rewery ks. Tomasz Lis /Foto Gość Siostra Monika za rok będzie świętować złoty jubileusz ślubów zakonnych. Opowiadając o swoim życiu w zgromadzeniu podkreśla, że jest ono piękne, bo proste i takie o jakim marzyła. – Czuję się szczęśliwa jako siostra zakonna. Tym, co daje mi siłę jest modlitwa. Oczywiście, że czasem przychodzą i ciężkie dni, ale wtedy wracam jeszcze bardziej do modlitwy i zaufania Panu Bogu. Pomodlę się, zawierzę Bogu moje problemy i troski i wszystko się odwraca o 360 stopni. Modlitwa jest lekarstwem na wszystko – podkreśla zakonnica. Podkreśla, że smutne jest to, że dziś wiele młodych osób boi się pójść za głosem zakonnego powołania, gdyż obawiają się trudności i monotonni. – Myślę, że jest to piękne życie, jeśli jesteśmy przekonani, że właśnie tak realizujemy wolę Pana Boga. W naszym życiu Pan Bóg działa przez osoby, wydarzenia, okoliczności i w nich powinniśmy szukać Jego woli, tego co chce nam przekazać. Dziś młodzi oczekują może jakiejś niespotykanej ingerencji Boga i może czują się zawiedzenia jeśli On objawia im swoją wolę w prosty sposób. Piękno życia zakonnego tkwi właśnie w takiej prostocie do której świat nie jest przyzwyczajony. Młodzi powinni uwierzyć, że Pan Bóg chce tylko i jedynie ich dobra. Jeśli słyszą w sercu głos powołania, powinni pójść za nim odważnie i wtedy będą szczęśliwi. Gwarantuję im to, bo ja się nie zawiodłam – tłumaczy siostra. Niemal całe swoje zakonne życie spędziła w Sandomierzu, posługując przy parafii św. Józefa, tam, gdzie pracował ich założyciel ks. Antoni Rewera. Pokazując Izbę Pamięci poświęconą bł. ks. Rewerze, siostra wspomina jak w pierwszych latach pobytu w zgromadzeniu franciszkanek, żyły jeszcze siostry, które osobiście znały założyciela bł. ks. Antoniego Rewers. – Opowiadały jak bardzo był zatroskany, aby ich życie duchowe się rozwijało. Przychodził do nich z konferencjami ascetycznymi i na spotkania formacyjne. Siostry podkreślały, że nieustannie przypominał , aby troszczyły się o innych na wzór franciszkański. Dlatego całe życie uczę się pracy, modlitwy, pomocy innym i jak dobrze żyć na wzór św. Franciszka. Jego recepta na świętość jest ciągle aktualna – dodaje siostra Monika.