Na Sandomierszczyźnie z dużym sukcesem powraca się do uprawy winorośli i produkcji wina.
Z roku na rok w regionie świętokrzyskim przybywa pagórków obsadzonych winoroślami. Najwięcej jest ich w okolicach Sandomierza, gdzie odpowiednia gleba i strefa ciepłego klimatu sprzyja ich uprawie. W sumie, winorośle uprawiane są w 20 winnicach. Przy kilku z nich powstały profesjonalne winiarnie, gdzie powstaje wino otrzymywane tradycyjną metodą fermentacji. Jednak historia uprawy winorośli i wytwarzana wina w Sandomierzu sięga średniowiecza. Jak podają dawne kroniki pierwsza winnica w średniowiecznym Sandomierzu powstała przy dominikańskim klasztorze. Potem z powodzeniem winną latorośl uprawiali sandomierscy Jezuici, którzy nawet eksportowali wino wytwarzane dla celów liturgicznych. Dziś w powstałych winnicach uprawiane są szlachetne szczepy winorośli, które na dobre zaadaptowały się do naszych warunków klimatycznych stając się dobrym materiałem wyjściowym do produkcji szlachetnego wina. Powrót do dawnych tradycji winiarskich to dla jednych pasja, dla innych sposób na biznes lub sadownicza alternatywa i szansa nowy produkt. - Rolnicy poszukują alternatywnych źródeł dochodu, a przy tym łączą uprawę z turystyką. Wielu gości z różnych stron kraju przyjeżdża do winnic, aby je zwiedzić i degustować trunki – podkreśla dr Janusz Suszyna z Towarzystwa Naukowego Sandomierskiego.
Powrót do korzeni
Marceli Małkiewicz przy rodzinnej winorośli ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Nasza rodzinna historia z winnicą rozpoczęła się w latach 30. ubiegłego wieku, kiedy to pradziadek Marceli Borkowski założył plantację winorośli w Pawłowie koło Czyżowa. Była to 3 hektarowa plantacja z przeznaczeniem owoców na produkcję wina. Jak podają zachowane zapiski było zasadzonych około 25 odmian winorośli. Były to między innymi odmiany: Kaskade, Triumf, Złota Chrupka. Winiarnia była w piwnicach jego domu. Przez pierwsze lata pradziadek z dużym sukcesem robił świetne wina. Niestety po wojnie panujący wtedy ustrój wprowadził zakaz produkcji i sprzedaży wina, dlatego dziadek mógł produkować owoce tylko do konsumpcji lub sprzedawać do państwowych zakładów, które zajmowały się wyrobem wina – opowiada pan Marceli Małkiewicz. Tamta winnica przetrwała do lat 80 ubiegłego wieku. – Sposoby uprawy były diametralnie inne. Nasadzenia były gęstsze, główny pęd rośliny był niżej ziemi, aby go można było zakopcować na zimę, chroniąc przed przemarznięciem. Dziadek był wykształconym rolnikiem, ukończył ogrodnicze technikum specjalistyczne. Nie tylko sam założył winnicę, ale propagował jej uprawę. Hodował sadzonki, które mogli nabywać okoliczni mieszkańcy. Był także prekursorem uprawy leszczyny i wielu nowoczesnych odmian drzewek owocowych – dodaje. Z czasem trochę zapomniano o rodzinnych tradycjach, dopiero on, jako wnuk zafascynował się na nowo uprawą winorośli. – Przy domu rodzinnym rośnie bardzo leciwy już krzew winorośli. Jak się okazało posadził go mój dziadek blisko 60 lat temu. Mimo upływu lat krzew całkiem nieźle się ma, i ciągle dobrze owocuje. Ten krzew mnie zaciekawił, dowiedziałem się o rodzinnych tradycjach i wybrałem studia na Uniwersytecie Rolniczym ze specjalizacją ogrodnictwo. To właśnie tam nabierałem doświadczenia w uniwersyteckiej winnicy doświadczalnej. Brałem udział także w seminariach, laboratoriach i wyjazdach praktycznych na Węgry i do Chorwacji, gdzie poznawałem tajemnice wyrobu dobrego, szlachetnego wina – opowiada Marceli. Już podczas studiów zrobił pierwsze nasadzenia we własnej winnicy. – Gdy wróciłem ze studiów rodzice przekazali mi gospodarstw i dzięki wsparciu ze środków unijnych założyłem 1 hektarową winnicę. W kolejnych latach były następne dosadzenia i obecnie uprawiam winorośl na prawie 2 hektarach. Zbiory pozwalają mi na wyrób około 10 tys. litrów wina rocznie, co mieści się w ramach przepisów prawnych – dodaje.
Mimo, że uprawa winorośli i wytwarzanie wina jest opłacalne, to jednak winiarze muszą pokonać bardzo wiele czasem absurdalnych przepisów, by otrzymać koncesję na wyrób wina i jego sprzedaż. – Najsłabszą i najtrudniejszą stroną winiarstwa są przepisy administracyjne. Na przykład musimy otrzymywać osobne koncesje na sprzedaż detaliczną, hurtową czy podczas targów. To są absurdy i dlatego powstają stowarzyszenia winiarzy, poprzez które chcemy usprawniać, choć trochę ten system – dodaje.
Wspólnymi siłami
Wyrób wina w winnicy "Nad Jarem" ks. Tomasz Lis /Foto Gość Kilka lat temu powstało Stowarzyszenie Winiarzy Sandomierskich. Dzięki wspólnym wysiłkom powstał szlak winiarski łączący winnice sandomierskie oraz wspólne święto promujące ich szlachetny wyrób. – Organizujemy, jako jedyni w Polsce, Święto Młodego Wina. Ma ono już czteroletnią tradycję. Jest to z jednej strony przypomnienie o średniowiecznych tradycjach winiarskich Sandomierza, a także okazja promocji naszych wyrobów. Od lat nasze wina zdobywają medale na europejskich konkursach wina – opowiada Sylwia Paciura z Winnicy nad Jarem. Historia tej winnicy zaczęła się od momentu, kiedy wraz z mężem odziedziczyli działkę rolną w Złotej pod Sandomierzem. Wtedy zapadła decyzja, że założą małą winnicę, aby spróbować czy się uda sadowniczy eksperyment. – Dziś mogę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę i miejsce jest idealne na winnice – dodaje pani Sylwia. Rzeczywiście, spacerując po ich winnicy ma się wrażenie jakby było się w uroczej Toskanii. Malowniczo położony falujący pagórek dogrzewany jest intensywnie przez słońce, dzięki czemu winogrona dobrze dojrzewają i świetnie nadają się do produkcji dobrej jakości wina. – Mamy tutaj siedem odmian winorośli. Niektóre odmiany są już po zbiorach, inne jeszcze dojrzewają i nabierają odpowiednich parametrów. To właśnie od nich, czyli od zawartości cukru i kwasowości owoców, zależy jakie wino będzie można otrzymać – opowiada. Ten rok nie był zły dla winiarzy. Wiosną było mokro i ciepło, więc winorośl dobrze wystartowała, latem było dużo słońca, które sprzyjało owocom. Całości dopełniła ciepła i słoneczna jesień, dlatego zbiory są dobre. – Teraz praca przenosi się powoli do winiarni. Tutaj trzeba dopilnować każdego kroku, by nie popsuć wina. Konieczne jest kontrolowanie fermentacji, by zadecydować, kiedy ją zatrzymać, potem trzeba kontrolować jak wino się klaruje i dojrzewa. Dopiero wiosną trafi ono do butelek – opowiada. Rzeczywiście w winiarni u państwa Paciurów obok siebie stoją kadzie z fermentującym moszczem. Charakterystyczny zapach wskazuje, że cukier zamienia się w alkohol. Obok leżą posłusznie duże dębowe beczki, jedne przechowują cenny trunek, inne czekają na tegoroczne novello, czyli młode wino. To właśnie wino będzie można kosztować podczas listopadowego święta w Sandomierzu. - Każda z winnic zaprezentuje swoje produkty, które ocenią turyści i degustatorzy. Odbędzie się także uroczysty pochód i wiele innych atrakcji promujących uprawę winorośli i wytwarzanie wina – dodaje Sylwia Paciura.
Winnica dla wnuczka
Prace badawcze w winnicy w Faliszowicach ks. Tomasz Lis /Foto Gość Sandomierskie winnice to także miejsce, gdzie prowadzone są badania naukowe nad uprawą tej szlachetnej rośliny. – Nasza rodzinna winnica nie powstała przypadkowo. Była zaplanowana przez mojego tatę. Gdy urodziłam dziecko, postanowił on zasadzić taką roślinę, której owoce będą przyciągały w przyszłości wnuki. Padło na winorośl. Zasadzone pierwsze 70 krzewów odmian deserowych przynosiły niespodziewane dobre plony. W tym czasie ja podjęłam studia doktoranckie z zakresu sadownictwa i rozpoczęła się moja praca badawcza nad winoroślą – opowiada pani Magdalena Kapłan z Faliszowic. Widać, że ta winnica jest polem doświadczalnym i miejscem specjalistycznych badań. Każdy krzaczek jest precyzyjnie przycięty i oznaczony. Jedna ze studentek delikatnie zrywa dojrzałe grona, waży, bada i smakuje. Trudno się oprzeć, aby nie spróbować dojrzałych i apetycznie wyglądających jagód winogrona. – W naszej winnicy mamy blisko 30 odmian winorośli. Prowadzimy także szkółkę sadowniczą, gdzie są przygotowywane są sadzonki różnych odmian. Coraz więcej osób zaczyna uprawę winorośli, najczęściej polecam im na początek odmiany deserowe. Gdy zasmakują w uprawie tej rośliny dobieramy wtedy odmiany przerobowe – wyjaśnia pani Magdalena. Jak opowiada w naszych warunkach klimatycznych można naprawdę z dużym powodzeniem uprawiać winorośl. – Ta roślina rośnie niemal na każdej glebie, nie lubi tylko ciężkiej gliny i zbyt podmokłych terenów. Obecnie wyselekcjonowane odmiany odporne są na mrozy i bardzo dobrze przetrzymują naszą zimę oraz przystosowane są do naszego krótszego lata. W naszych warunkach owoce tych odmian dobrze dojrzewają dając dobre jakościowo i ilościowo zbiory – dodaje. Jak opowiada winorośl to bardzo wdzięczna roślina. – Dzięki moim badaniom poznałam ją bardzo dobrze. Niemal od korzenia do owoców. Jest bardzo przyjazna dla człowieka, plenna, ale wymaga silnej i doświadczonej ręki w prowadzeniu. To właśnie winogrodnik ma decydować jak ma rosnąć i owocować. Winnica wymaga bacznej obserwacji i włożonego serca w jej uprawę. Zadbana winnica, jak w Ewangelii, daje dużo radości i obfite plony – opowiada pani Magdalena. Rodzinna winnica w Faliszowicach, co roku dobrze owocuje, dlatego także w rodzinnej winiarni powstaje szlachetne wino. Wytwarzane naturalną, szlachetną metodą szybko zyskało uznanie degustatorów. Nazwy kolejnych gatunków win właściciele czerpią od nazw szlachetnych kamieni, bo i winnica nosi nazwę „Nobilis”. – Pomysł taty okazał się trafiony. Wnuczki bardzo często zaglądają do winnicy, by posmakować winogron. Największym wzięciem cieszą się odmiany deserowe i te bez pestek. Są słodkie i smaczne. Dla mnie winnica stała się miejsce pracy naukowej a z winiarni wychodzą szlachetne wina, które są dumą całej rodziny – podsumowuje pani Magdalena.
Winiarnia "Nobilis" w Faliszowicach ks. Tomasz Lis /Foto Gość