Dokument lokacyjny Sandomierza zawierał jasno nakreślony plan rozwoju administracyjnego i samorządowego miasta.
Pierwsze wzmianki
Szukając pierwszy udokumentowanych zapisów potwierdzających znaczenie Sandomierza, musimy sięgnąć do najstarszych zapisków w historii Polski. Już pierwsze opisy dziejów wymieniają Sandomierz jako jedno z głównych miast tworzącego się państwa, nazywając go bardzo wyraźnie miastem królewskim. - To właśnie w kronice, którą przypisujemy historykowi z Galii, choć prawdopodobnie był on Włochem, znajdziemy opis rządów Władysława Hermana z wymienionymi trzema „sedes regni principales”, czyli głównymi ośrodkami państwa Piastowskiego. Również jego syn Bolesław Krzywousty jednemu z swoich synów przydziela dzielnicę sandomierską, co podkreśla duże znaczenie tego grodu i ośrodka władzy - dodaje F. Kiryk.
Tą ziemią władali kolejno: Henryk zwany Sandomierskim, Bolesław Kędzierzawy, który przyłączył ją do dzielnicy senioralnej, potem Kazimierz Sprawiedliwy, Leszek Biały i Bolesław Wstydliwy. Mimo okresu rozbicia dzielnicowego Sandomierz rozwijał się, co potwierdza powstanie kilku kościołów. - Możemy przypuszczać, że tym czasie przekształcił się on w osadę miejską, czego potwierdzeniem było również przybycie dominikanów, którzy osiedlali się w większych ośrodkach miejskich - dodaje R. Chyła.
Wielu badaczy przypuszcza, że pierwsza lokacja mogła mieć miejsce za panowania Leszka Białego, czyli przed 1227 r., choć nie potwierdzają tego dokumenty, poza jednym, lokującym Podoliniec z 1244 r., gdzie wspomina się, że otrzymuje on prawa takie jak Sandomierz. Jednak ten dokument wielu historyków uważa za falsyfikat. - Jeśli nawet taka fundacja Leszka Białego była, to dotyczyła ona miasta położonego w obrębie kościołów św. Jakuba i św. Pawła, czyli usytuowanego na wzgórzu staromiejskim. Niestety, to miasto wraz z grodem, zamkiem i klasztorem dominikanów zostało niemal starte z powierzchni ziemi przez następujące po sobie dwa najazdy tatarskie. Okrucieństwo mordu ludności i ogrom zniszczeń opisał autor Kroniki Wołyńskiej. To męczeństwo Sandomierzan odbiło się dużym echem w Europie - opowiada prof. F. Kiryk.
Zniszczenia były tak dotkliwe, że mimo starań Bolesława Wstydliwego i jego żony Kingi przez dwie dekady nie udało się w pełni podnieść Sandomierza z ruin.
Ratusz w Sandomierzu ks. Tomasz Lis /Foto Gość Ambitny plan
Dopiero akt Leszka Czarnego z 1286 r. lokuje miasto na prawie magdeburskim i nadaje mu bardzo konkretne kierunki rozwoju. - Jest on jedynym zachowanym dokumentem mówiącym o lokacji średniowiecznego Sandomierza. Jest szerokim programem rozwoju miasta pod względem administracyjnym, prawnym i ekonomicznym - podkreśla R. Chyła. - Zadziwiający jest rozmach lokacji miasta. W dokumencie mówi się o 200 łanach frankońskich. To niewiarygodnie dużo, bo taki łan obejmował prawie 26 hektarów ziemi. A więc olbrzymi teren, niezwykle duże uprawnienie zasadźcy i korzystne prawa dla osadników sprawiają, że Sandomierz w krótkim czasie staje się na nowo prężnym ośrodkiem miejskim - dodaje prof. Kiryk.
Miasto usytuowano na wzgórzu miejskim na planie owalnym, którego ośrodek miał stanowić duży prostokątny rynek. Ze względu na ukształtowanie terenu i duże różnice wysokości, sieć ulic nie mogła tworzyć regularnego układu szachownicowego, lecz została dostosowana do możliwości terenowych. - Nie ulega wątpliwości, że lokacja Sandomierza nie była przedsięwzięciem przypadkowym czy ryzykownym. Była wielce udana, co potwierdził szybki rozwój miasta - podkreśla R. Chyła.
Wykonawcą aktu lokacyjnego, czyli zasadźcą, miał być wedle rozporządzenia księcia Leszka, Witkon, mieszczanin krakowski i żupnik, czyli właściciel kopalni soli. - Lokator, czyli zasadźca, a mówiąc naszym współczesnym językiem organizator przedsięwzięcia, czyli inwestor dysponujący nadwyżką kapitału, dostawał ogromną szansę dobrego jego ulokowania. Oczywiście, musiał zainwestować w rozwój miasta olbrzymie pieniądze, ale zagwarantowane miał także olbrzymie przywileje, które z czasem miały przynieść jemu i spadkobiercom określone dochody. Głównym przywilejem Witkona miał być dziedziczny tytuł wójta miasta Sandomierza - tłumaczy R. Chyła.
Głównym zadaniem zasadźcy było sprowadzenie osadników, czyli mieszczan. Zachęcać do tego miały prawa i przywileje, jakie zostały nadane osiedleńcom. - Zapewne pierwsi osadnicy pochodzili z okolicznych wiosek, na pewno wielu przybyło z innych ośrodków zachęconych dogodnymi przywilejami. Głównym z nich była tzw. wolnizna, czyli zwolnienie z podatków. Było czymś oczywistym, że sprowadzając się do miasta, musieli budować i inwestować, dlatego czymś normalnym była właśnie wolnizna. Ponad to Sandomierzanie w tym dokumencie otrzymali wiele innych przywilejów np.: prawo budowy mostu, bicia monety, odłowu ryb w Wiśle. Oczywiście, jak pokazała historia, nie ze wszystkich z nich skorzystano, ale dokument pozwalał na bardzo szeroki rozwój miasta - dodaje
Dokument szczegółowo określa powstanie administracji i rozwój samorządności miasta. Pierwotnie władzę sądowniczą i administracyjną miał wykonywać wójt, potem powstaje ława miejska i z czasem rada miasta, która ma reprezentować głos mieszkańców. W wieku XVI sandomierzanie wykupili wójtostwo dziedziczne, przechodząc do pełnej samorządności.
Z czasem ograniczony obszar miasta spowodował rozwój przedmieść, u podnóża skarpy miejskiej, nad Wisłą powstała osada Rybitwy. W obrębie obwarowań, w zależności od pozycji społecznej, przy rynku i głównych ulicach mieszkało bogatsze mieszczaństwo, w rejonie kolegiaty duchowieństwo, w bocznych kwartałach rzemieślnicy, a w wyznaczonej zachodniej części miasta, przy murach obronnych skupiła się kolonia żydowska. - Znaczący rozwój miasta dokonał się za panowania Kazimierza Wielkiego. Wzniesiono wtedy mury obronne z bramami i basztami, wybudowano murowany zamek i wspaniała gotycką kolegiatę. Zaś złotymi czasami dla Sandomierza były XV i XVI w. - dodaje prof. Kiryk.
Cenny dokument przechowywany był przez wieki w archiwum Kapituły Katedralnej i zachował się w dość dobrym stanie. Podczas ostatniej konserwacji w Zakładzie Konserwacji Papieru i Skóry przy Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu wykonano kopię dokumentu, którą biskup K. Nitkiewicz przekazał władzom miasta.