Z ks. Andrzejem Maczugą, proboszczem parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Tarnobrzegu – Sobowie, mistrzem świata księży w tenisie ziemnym w kategorii wiekowej 55 + rozmawia Andrzej Capiga.
Andrzej Capiga: Gdzie odbyły się mistrzostwa i ilu startowało w nich zawodników?
Ks. Andrzej Maczuga: W Polsce w Żywcu, w ośrodku „Park Tenis Żywiec 1918”. Wzięło w nich udział 72 księży z 15 państw, w tym z Filipin, Nowej Zelandii, Australii, USA, Danii, Niemiec, Włoch czy Ukrainy.
Jak to się stało, iż ksiądz wziął udział w tych mistrzostwach?
Ks. Andrzej Maczuga: Od dziewięciu lat regularnie biorę udział w mistrzostwach Polski księży w tenisie ziemnym. Kilka razy zdobyłem tytuł najlepszego tenisisty wśród kapłanów, ostatnim razem w czerwcu tego roku, właśnie w Żywcu. Startowałem więc w nich jako mistrz kraju. Głównym organizatorem mistrzostw był wielki miłośnik tenisa ziemnego ks. Józef Caputa, proboszcz parafii św. Wojciecha w Krakowie – Bronowicach.
Mistrz tenisa
Trenuje na kortach MOSiR w Stalowej Woli
Andrzej Capiga /Foto Gość
Pierwszy raz na tak dużej imprezie i od razu taki sukces…
Ks. Andrzej Maczuga: Muszę przyznać, iż kategoria 55+ była dla mnie przyjazna, gdyż wszyscy przeciwnicy byli w moim zasięgu. Nie było zbyt dużo graczy z zagranicy, a szkoda, bo to by uatrakcyjniło zawody. Kiedyś dużą konkurencją dla Polaków byli Filipińczycy, teraz jednak polscy tenisiści znacznie podnieśli poziom gry. W tym roku natomiast nawet zdominowali mistrzostwa świata. Chociaż w kategorii open wygrał Włoch, ale polskiego pochodzenia… W finale pokonałem ks. Andrzeja Siedlera z Szynwałdu (6:0 i 6:4).
Jak to się stało, iż ksiądz zainteresował się tenisem?
Ks. Andrzej Maczuga: Sportem interesuję się od czasów liceum w Żołyni, gdzie uprawiałem siatkówkę. A dyscyplina ta była tam na wysokim poziomie. Tenisem ziemnym zaś bliżej zająłem się będąc w seminarium w Przemyślu. Było to 37 lat temu. Potem pracując już w poszczególnych parafiach grywałem w tenisa, ale sporadycznie. Najczęściej w Krośnie. Tak na poważnie do tenisa powróciłem 20 lat temu w Stalowej Woli, kiedy to rozpocząłem posługę w parafii Matki Bożej Różańcowej. Uczyłem w szkole, której dyrektor, Jan Butryn, akurat wrócił z USA i przywiózł rakiety do tenisa. Umówiliśmy się na grę. Okazało się, że nie zapomniałem, jak to się robi. Ks. Roman Dyląg, mój kolega, także wówczas pogrywał w tenisa, występował nawet w amatorskich turniejach i zachęcił mnie do powrotu na kort. Okazało się, iż nie najgorzej mi szło. Kilka razy byłem w półfinale a raz finale takich zawodów. I to w kategorii open, czyli tej najtrudniejszej. Na zakończenie sezonu zakwalifikowałem się nawet to turnieju Masters.
A jak sukces swojego proboszcz przyjęli parafianie?
Ks. Andrzej Maczuga: Gratulacjami i kwiatami. Powiedzieli, że się cieszą.
Czy łatwo jest godzić kapłańską posługę z uprawieniem sportu?
Ks. Andrzej Maczuga: Jeżeli czegoś się bardzo pragnie, to zawsze można wygospodarować czas, by pielęgnować swoją pasję; bez problemu można pogodzić sport z kapłaństwem. Tym bardziej, iż moja obecna parafia nie jest duża.