Przez blisko dwa lata posługiwały, jako świeckie misjonarki w wiosce dziecięcej w Gulu w Ugandzie. Rozpalone misyjnym powołaniem Ewa Maziarz i Joanna Owanek z Zarzecza, jadą na kolejne lata, by posługiwać wśród afrykańskich dzieci.
Kraj leczący rany
Z wielką fascynacją opowiadają o swojej misji, o codziennej pracy i o niełatwej sytuacji w Ugandzie, która jeszcze nadal goi swoje rany po wojnie domowej i wchodzi w kolejne problemy społeczne i polityczne. – Afryka jest gorąca i piękna. Piękni są ludzie, ich zwyczaje, gościnność, radość i naturalność. Wiele razy doświadczałyśmy tej gościnności. Ale Afryka zmienia się populacyjnie i mentalnie, chłonie to wszystko, co daje jej świat. Dziś już ciężko spotkać młode liczne rodziny. Rodzice patrzą na przyszłość swoich dzieci i kalkulują: po co nam więcej dzieci, jak nie będziemy mieli, za co ich wyedukować, a bez edukacji nic nie będą znaczyły. I tak zmniejsza się dzietność rodzin – wyjaśnia misjonarka Joanna.
Jak podkreślają dużym problemem jest sytuacja polityczna. Po tragedii wojny domowej, gdzie walczyły ze sobą rodzime plemiona, zaprowadzenie pokoju zawdzięczano Yoweri Museveniemu, który jest prezydentem państwa od 1986 r.
– W Ugandzie nie ma już zbrojnych konfliktów pomiędzy plemionami. Jednak w ludziach pozostał strach po wojnie. Wielu ludzi pamięta tamte makabryczne chwile. Żyją nadal osoby, które stanowiły największą wtedy armię dziecięcą i jako nieletni brali czynny udział w walkach. Do dziś borykają się problemami zdrowotnymi i psychicznymi.
Po wojnie wybuchła epidemia Eboli, która zdziesiątkowała kraj. Naprawdę ludzie są zmęczeni i pełni obaw. Nie mają perspektyw na przyszłość. Nie chcą się angażować w życie społeczne i polityczne. Wielu z nich nie poszło do ostatnich wyborów tylko, dlatego, że nie wiedzieli szansy na zmiany – dodaje misjonarka Ewa.
Radośni wiarą
Misjonarki podkreślają natomiast wielki entuzjazm wiary w Ugandyjczykach, który daje nadzieję na lepsze jutro. – Kościół w Ugandzie jest radosny, rozśpiewany i rozmodlony. Coś co mnie na początku zadziwiło podczas liturgii, to wymiana gestów kapłana i ludzi. Gdy ksiądz wyciąga i rozkłada ręce w geście „Pan z wami”, ludzie odpowiadając czynią to samo. Kiedyś widziałem jak podczas spowiedzi w pierwszy piątek jedna z kobiet przed podejściem do konfesjonału zdjęła buty, by boso podejść do spowiedzi w geście wielkiego uniżenia i pokuty – opowiada Ewa.
– Jest czymś normalnym, że tkwi w nich wiele elementów plemiennych i tych pochodzących z dawnych wierzeń. Jednak wiele w ich naprawdę głębokiej wiary, wynikającej z przekonania. Niejeden raz, gdy odwiedzałyśmy wioski widziałam starsze kobiety, które nie mogły uczestniczyć w nabożeństwa w kościele, jak modliły się na różańcu. W wielu wioskach działają katechiści i organizują życie modlitewne. Bardzo fajne jest ogłaszanie zapowiedzi przedślubnych. Nie ogranicza się ono tylko do odczytania, kto, z kim ma zamiar się pobrać. Narzeczeni mają obowiązek zaprezentować się przed wspólnotą Kościoła, wychodzą na środek świątyni, by pokazać, kto kogo ma zamiar poślubić. Dzieje się to niezależnie od wieku narzeczonych. W późniejszym ślubie i weselu uczestniczy oczywiście cała wioska – opowiada Joanna.
Jak podkreślają bycie misjonarką świecką jest piękne i niełatwe. – Jest to nasze powołanie, które każda z nas odkryła osobiście, po namyśle, modlitwie i rozeznaniu. I jeśli coś staje się życiową pasją, to choć czasem bywa ciężko, to nie jest to ciężar nie do uniesienia. Bycie misjonarką jest moim powołaniem i realizowanie tego powołania daje mi wielką radość – podkreśla Joanna. – Jest to jak każda inna droga życiowa. Jest piękna wtedy, gdy nie jest łatwa. Trzeba w niej pokonać trudności i czerpać radość z tego, co niesie życie. Chyba najtrudniejsze jest odkrycie tego powołania, jego realizacja jest już dużo łatwiejsza, bo wiem już, jaka to droga i Kto mnie po niej prowadzi – dodaje Ewa.
Już w czerwcu ruszą na nowo do Gulu do dziecięcej wioski. – Po dwu latach, wiem, że chcę dalej realizować swoje powołanie. Teraz będzie już dużo łatwiej. Znamy już miejsce, trochę języka i wiemy co możemy najcenniejszego wnieść w tę misję, jako świeckie misjonarki – podkreśla Ewa. – Jedziemy na kolejne dwa lata, by pracować w wiosce dziecięcej. Na razie zdrowie dopisuje, chęci nie brakuje, otrzymałyśmy błogosławieństwo bp Krzysztofa Nitkiewicza, więc mamy nadzieję, na naszą owocną prace – dodaje pani Joanna.