W gronie prawdziwych bohaterów niestety znajdowały się również przypadki antybohaterów.
Z coraz większym rozmachem obchodzony jest Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Fakt ten bezsprzecznie cieszy, zwłaszcza, że aktywnie włączają się w nie ludzie młodzi, wręcz bardzo młodzi.
Być może wynika to z poszukiwania autorytetów, wzorców postępowania, nie bez znaczenia zapewne jest również fakt, iż wielu z „Wyklętych” było ich równolatkami. Zresztą nie tylko żołnierze antykomunistycznego podziemia stali się dla młodzieży swoistymi idolami.
Nie zapomina ona również o partyzantach, członkach Armii Krajowej, co najlepiej uwidacznia się podczas uroczystości związanych m.in. z rocznicą śmierci Władysława Jasińskiego ps. Jędruś, założyciela i dowódcy legendarnego oddziału „Jędrusie”.
Dowodem może służyć także przystanie lokalnych młodych artystów na propozycję Piotra Dumy, by w nietuzinkowy sposób upamiętnić żołnierzy „Jędrusia”. W ten sposób zrodziły się dwa duże przedsięwzięcia „Jędrusiowa Dola” – 1 i 2, których efektem były koncerty oraz płyty z autorskimi kompozycjami do wierszy Zbigniewa Kabaty ps. Bobo.
O sukces może było tym łatwiej, że już nieco wcześniej szlak przetarły projekty m.in. zespołu Lao Che, którego płyta „Powstanie Warszawskie” wywołała prawdziwe trzęsienie ziemi.
Również wczoraj, podczas biegu „Tropem Wilczym”, zorganizowanego w Tarnobrzegu po raz pierwszy, zdecydowaną większość uczestników stanowiły nastolatki. Dla nich to nie tylko dodatkowa rozrywka, ale również autentyczna potrzeba oddania hołdu bohaterom, którzy potrafili powiedzieć „nie” nawet w obliczu groźby utraty życia.
I takich niezłomnych postaci, w słowniku których „Honor” pisany był z dużej litery, młodzi potrzebują. Bo w dzisiejszym świecie niestety słowo to jest tylko reliktem, wymarłym mamutem. Podczas gdy kiedyś było w obowiązkowym kanonie i to ono kierowało wyborami życiowych dróg.
Tak jak w przypadku Juliusza Tarnowskiego, styczniowego powstańca, który mimo, iż nie widział sensu zrywu, to jednak wiedziony rodowym honorem stanął do nierównej walki. A w kilkadziesiąt lat później inny tarnobrzeżanin Hieronim Dekutowski poszedł w jego ślady.
Ukazując młodzieży bohaterów z przeszłości, należy jednak zachować ostrożność, zwłaszcza jeśli chodzi o „Żołnierzy Wyklętych”.
Daje się bowiem zaobserwować pewne niepokojące zjawisko, wrzucania do jednego worka wszystkich walczących z komunistycznym podziemiem i stawiania ich na piedestałach. A przecież w tym gronie niestety były jednostki, dla których przykazania Boże, kodeks etyczny okazywały się czczymi słowami.
Byli po prostu przestępcami, ludźmi, którym stałe obcowanie ze śmiercią, najgorszymi ludzkimi instynktami czasami łamały moralny kręgosłup. Stąd wskazana jest ostrożność, by tysiące prawdziwych bohaterów, ludzi HONORU nie mieszać z przestępcami.