Licealista podarował dzwon klasztorowi.
Adam Ujda, uczeń LO im. Cypriana Kamila Norwida w Stalowej Woli, od lat jest miłośnikiem dzwonów. Dwa lata temu razem z kolegami z Wrocławia założył grupę „Ratujmy metaliczny głos historii”. Logo tej grupy widnieje na dzwonie, który na razie spoczywa w zakonnej bibliotece braci mniejszych kapucynów w Stalowej Woli – Rozwadowie. Po konsekracji zawiśnie obok dwóch innych dzwonów na klasztornej dzwonnicy. Dzwon wykonali ludwisarze Waldemar i Piotr Olszewscy i podarowali go Adamowi. Ten zaś sprezentował go klasztorowi.
Dzięki Adamowi Ujdzie, dwa stare klasztorne dzwony, większy (Maryja) i mniejszy (bez nazwy) zostały uratowane przed zniszczeniem. Adam zaobserwował ich nierówną pracę a bezpośrednie oględziny na dzwonnicy potwierdziły jego obawy.
Klasztorne dzwony
Maryja ma już 61 lat
Andrzej Capiga /Foto Gość
- Niebezpieczeństwo pęknięcia małego dzwonu było bardzo duże. W przypadku zaś dzwonu Maryi, trudno jest orzec. Średnia długość życia dzwonu to trzysta lata. Ten ma wprawdzie 61, ale z pewnością odmówiłby posłuszeństwa zacznie wcześniej niż powinien – wyjaśnia Adam.
Oba dzwony zostały zdjęte przez strażaków i oczekują na transport do Czernicy, gdzie w specjalistycznej firmie zostaną poddane gruntownej renowacji.
W Stalowej Woli najcenniejszy dzwon jest w kościele farnym. Został odlany w 1737 r. w Gdańsku. – Jest to jeden z najpiękniejszych dzwonów jakie widziałem. Waży powyżej dwieście kilo. Udało się go ocalić, gdyż ks. Aleksander Ziemiański, ówczesny proboszcz fary, wysłał petycję do Generalnego Gubernatora Hansa Franka z prośbą o jego pozostawienie. Dwa pozostałe dzwony z tej parafii zostały zabrane. Ten który przetrwał nie jest jednak w najlepszym stanie. Pozostałe dzwony w Stalowej Woli są w miarę nowe. Najnowsze zostały zamontowane w Opatrzności Bożej w 1999 r. – dodaje Adam Ujda.
Klasztorne dzwony
Najmniejszy dzwon, bez nazwy
Andrzej Capiga /Foto Gość
Skąd licealista czerpie wiedzę o dzwonach i ludwisarstwie? Z Internetu, bo literatura książkowa jest uboga. Ma też liczne kontakty z miłośnikami ludwisarstwa za granicą. Wymieniają się wiedzą. Latem tego roku będzie terminował u ludwisarza Piotra Olszewskiego w Przemyślu. – Moim marzeniem jest praca w ludwisarni. Do tego potrzebne są studia kampanologiczne. W Polsce takiego kierunku nie ma. Nazwa pochodzi od starołacińskiego słowa campana, czyli dzwonek. Europejską stolicą ludwisarstwa są Włochy a szczególnie Rejon Kampania. To teren bogaty w odpowiednią glinę i miedź – wyjaśnia Adam.
Więcej w papierowym wydaniu sandomierskiego GN (na 21 luty br.)