Parada przebierańców to nieodłączna część radomyskich zapustów.
Jej uczestnicy, przebrani w kolorowe stroje i maski, obchodzą w niemej procesji całą miejscowość. Przebierańcy, zwani też „zapustnikami”, odwiedzają wójta, prosząc go o ślub dla młodej pary. Panna młoda zwie się Maryna, gdyż dawniej tak właśnie wołali na niezamężne kobiety. Od niedawna zaczęły się również pojawiać transparenty z dowcipnymi napisami.
Marsz zaczyna się przed domem 95 - letnia Gizeli Krajewskiej, która przemarsz zapustników organizuje od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku a sama uczestniczyła w nich jeszcze w latach trzydziestych. Mimo podeszłego wieku pani Gizela nadal co roku uczestniczy w zapustowej paradzie. Tym razem jechała powozem doczepionym do motoru.
- Ja tym żyje cały rok. Przed samym marszem siedzę w domu i nabieram sił. Zawsze jestem też przebrana - mówi pani Gizela.
Zapusty 2016
Zapustnicy przed UG
Andrzej Capiga /Foto Gość
W zapustach uczestniczą z reguły mieszkańcy Radomyśla nad Sanem. W tym roku zapustnicy najpierw odwiedzili okoliczne sklepy, gdzie otrzymali hojne dary a następnie zameldowali się w Urzędzie Gminy. Tam wójt Jan Pyrkosz udzielił młodej parze ślubu. Były także tańce. Następnie wizyta w banku, dyrektor którego także nie miał węża w kieszeni i u lekarza, by zbadał Marynię czy nie jest w ciąży. Po obejściu Małego Rynku, przemarsz skończył poczęstunkiem u proboszcza ks. Józefa Turonia. Proboszcz zgadywał również, najczęściej z dobrym skutkiem, kto się kryje za maskami.