Dostanie na to prawie 25 mln złotych.
W sumie cała, rozłożona na półtora roku akcja zabezpieczenia i likwidacji sześciu stawów osadowych, gdzie Huta „Stalowa Wola” magazynowała odpady, w tym te rakotwórcze, kosztować będzie ponad 30 mln złotych. 80 proc. dofinansowania do rozbrojenia tej ekologicznej bomby otrzymała Stalowa Wola z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
- Sprawa jest niezwykle istotna, bo dotyczy kwestii zdrowia a nawet życia nie tylko mieszkańców Stalowej Woli, ale też części Podkarpacia, bo woda z stalowowolskich ujęć, które znajdują się niedaleko stawów osadowych, dostarczana jest do wielu miejscowości naszego województwa - podkreślił prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny.
Tykająca bomba
Andrzej Wojtaś szczegółowo opisał przebieg akcji
Andrzej Capiga /Foto Gość
Szczególnie niebezpieczna jest zawartość szóstego stawu. Mimo iż jest on wybetonowany od wewnątrz, czas sprawił, iż jego zawartość wycieka do wód gruntowych. Staw ten zawiera bardzo groźne, nawet rakotwórcze metale takie, jak ołów, cynk, miedź nikiel i kadm.
- Rekultywacja będzie przebiegać w dwóch etapach; w pierwszym będzie to rekultywacja mechaniczna a w drugim biologiczna. Zawartość pięciu stawów zostanie zabezpieczona na miejscu a szóstego, najbardziej niebezpiecznego, wybrana i wywieziona do utylizacji - wyjaśnił Andrzej Wojtaś, zastępca naczelnika Wydziału Inwestycji, Transportu i Promocji Gospodarczej UM w Stalowej Woli.
Międzynarodowy przetarg na zabezpieczenie i likwidację stawów będzie ogłoszony w marcu tego roku. Konkretne prace mają się rozpocząć w wrześniu i potrwają do połowy 2018 r.
Tykająca bomba
Akcja potrwa półtora roku
Andrzej Capiga /Foto Gość
Więcej na temat tykającej bomby w Stalowej Woli w papierowym wydaniu sandomierskiego GN (na 31 stycznia br.).