Pożar na zamku dzikowskim wybuchł w nocy. Ogień zauważono o godz. 3. Paliły się dach i strych zamku. Łunę zobaczyli i alarm wszczęli powracający z kasyna Ludwik Wyrostek, archiwista, oraz Olechowski, geometra.
Rozpoczęła się akcja ratowania mieszkańców zamku i zgromadzonych zbiorów. Wiekowa Zofia Tarnowska została wyprowadzona i umieszczona w bezpiecznych oficynach. Wynoszeniem księgozbioru kierował bibliotekarz dzikowski i jednocześnie profesor tarnobrzeskiego gimnazjum. Z pomocą przyszli mu pracownicy dóbr dzikowskich oraz mieszkający w pobliżu zamku uczniowie. Wyrzucali wszystko z szaf i wynosili na zewnątrz. Niestety wyciąganie z wysokich, trzykondygnacyjnych szaf nie było proste, zwłaszcza, że brakowało drabinek, a w dużej sali dodatkowo zabrakło prądu. Ogień spalił bowiem instalację. Akcja odbywa się właściwie w ciemnościach rozświetlanych przez płonące i spadające z dachu krokwie.
Tablica w kaplicy zamkowej upamiętniająca ofiary pożaru Marta Woynarowska /Foto Gość Ratującym zbiory wydawało się, że jest jeszcze sporo czasu, przecież strop dużej sali był ogniotrwały. „Wtem rozległ się trzask i dźwięk wypadających szyb z wszystkich okien sali, potworny huk i świst powietrza. Powstał straszliwy przeciąg, który niezawodnie niektórych z nóg powalił – sufit runął na posadzkę” – opisywał Michał Marczak, który przeżył tylko dzięki przytomności i refleksowi dwóch swoich uczniów. Z około dwudziestu osób znajdujących się na sali ocaleli ci, którzy znajdowali się tuż przy szafach lub blisko drzwi prowadzących do przyległych pomieszczeń. Pozostali „zginęli prawdziwie bohaterską śmiercią, więcej bohaterską niż niejedni na wojnie. Nie było tu przymusu, lecz heroiczna wielkość duszy i serca” – podkreślał Michał Marczak. Wśród ofiar znaleźli się także jego uczniowie.
Pod gruzami zginął wybitny lekkoatleta, nadzieja Polski na złoty medal olimpijski – Alfred Freyer. 26-letni wówczas sportowiec miał na swoim koncie ośmiokrotne mistrzostwo kraju na długich dystansach, włącznie z tym najdłuższym – maratonem, oraz bite przy okazji rekordy Polski.
– Gromadzone w tych murach pamiątki, skarby narodowe miały w czasach niewoli podnosić na duchu, zaś kiedy przyszła wolność miały budować narodową dumę – mówi dr Adam Wójcik, prezes TPT i kustosz Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega. – Gdyby nie tragiczny pożar, pamiątek, które stopniowo od tego roku powracają do Dzikowa, byłoby znacznie więcej. Niestety część z nich została strawiona przez ogień. Zapewne i zamek wyglądałby inaczej. Niemniej to dzięki wielu okolicznym mieszkańcom, którzy tamtej feralnej grudniowej nocy przyszli z pomocą, najcenniejsza część zbiorów została ocalona. TPT od ponad 30 lat organizuje modlitewne spotkania, by uczcić i ocalić pamięć o ofiarności ludzi, którzy nie ulękli się ognia – dodaje A. Wójcik.