Gorzki los zesłańca

Większość Polaków wywiezionych do Kazachstanu zmarła, nie doczekawszy się repatriacji.

- Dobrze, że do władz polskich wreszcie dotarło, by zanim zaczną pomagać uciekinierom z Afryki czy Azji, wypadało, by najpierw pomóc rodakom z Kazachstanu i innych republik byłego ZSRR. Szkoda tylko, że polskim politykom potrzeba było na to aż ćwierć wieku! - powiedział rozgoryczony Anatol Diaczyński, repatriant z Kazachstanu.

Była to jego gorzka reakcja na wypowiedź wiceministra spraw wewnętrznych Piotra Stachańczyka, który podczas konferencji prasowej powiedział, iż premier Ewa Kopacz poleciła przygotowanie programu, który w ciągu najbliższych kilku lat rozwiązałby problem repatriacji do Polski rodaków z Kazachstanu. Rząd ma przeznaczyć na ten cel do 30 mln zł.

- Mieszkam w Stalowej Woli, dzięki między innymi senator Janinie Sagatowskiej, od 20 lat. Od tego czasu władze tego miasta nie zaprosiły już nikogo. W całym stalowowolskim powiecie natomiast osiedliło się 10 rodzin. Postarał się oto były wójt Zaleszan Andrzej Karaś. Według ostatniego spisu ludności w Kazachstanie, mieszka tam około 34 tys. osób, które deklarują się jako Polacy. Prawie połowa z tej liczby obecnie mieszka w Północno-Kazachstańskim obwodzie, gdzie kiedyś także ja zamieszkiwałem. Obwód ten znajduje się na samej północy Kazachstanu, w pobliżu granicy z Zachodnią Syberią. Nie doczekawszy się repatriacji, kilkakrotnie więcej Polaków, już w czasie demokratycznej Polski, wyjechało właśnie do Syberii czy kaliningradzkiego obwodu niż do Polski. Najstarsi, którzy jako małe dzieci byli wywiezieni w stepy, po prostu wymarli tam, nie doczekawszy się repatriacji - dodał pan Anatol.

Rodacy z Kazachstanu   Rodacy z Kazachstanu
Najbliższa rodzina pan Anatola
Anatol Diaczyński

Anatol Diaczyński od 20 lat mieszka z rodziną w Polsce. Ma polskie obywatelstwo. Tylko rosyjski akcent zdradza, że nie wychował się w kraju. W miarę dobrze ułożył sobie życie, ale nie zapomina o tych Polakach, którzy nadal czekają w Kazachstanie na powrót. Dziadek pana Anatola urodził się w Łodzi, ale za pracą, zaraz po I wojnie światowej, udał się w okolice Żytomierza. Tam spotkał przyszłą żonę Ewę. Pobrali się na początku lat 20. Tam też urodzili się rodzice pana Anatola i stamtąd zostali deportowani do Kazachstanu. - Mieli parę dni na spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy. Można było zabrać domowe i gospodarskie zwierzęta. Obiecywano im, że będzie im dobrze w Kazachstanie, że otrzymają dom, że dobra ziemia i dużo przestrzeni. Jechali około 10 dni z dłuższymi postojami. Miejscowość nazywała się Zielony Gaj - był to goły step z wyznaczonymi miejscami na budowę domu - wspomina Anatol Diaczyński.

Pan Anatol powrócił do Polski wraz żoną Anną i dwiema młodszymi córkami w sierpniu 1995 r. Potem sprowadził także swoich rodziców i najstarszą córkę z mężem. Na początku pracował fizycznie. Potem zaczął pisać książki po polsku i rosyjsku, które opisywały losy Polaków w Kazachstanie. Wstąpił do Związku Literatów Polskich. Jemu się udało…

 

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..