Ustawowo od dziś każdy sześciolatek powinien zasiąść w szkolnej ławce. Kuratorium i dyrektorzy są zaskoczeni dużą liczbą orzeczeń o odroczeniu obowiązku szkolnego. W województwie świętokrzyskim niemal co czwarty sześciolatek zostanie w przedszkolu.
Dziś zabrzmiał pierwszy dzwonek. Jednak nie dla wszystkich. Rodzice wielu sześciolatków jeszcze przed wakacjami wystąpili do poradni o opinie, czy ich dzieci są gotowe do nauki. Z danych wynika, że bardzo wiele maluchów nie jest gotowych, aby założyć tornister i rozpocząć naukę. Teoretycznie od września naukę powinny rozpocząć dzieci urodzone w 2009 roku, wraz z nimi w szkolnych ławach powinny zasiąść dzieci 7-letnie, urodzone w II połowie 2008 r. oraz dzieci urodzone w I połowie 2008 r., którym - na wniosek rodziców - w ubiegłym roku odroczono rozpoczęcie nauki. Jednak w Świętokrzyskiem co piąty sześciolatek nie pójdzie w tym roku do pierwszej klasy. Z jakiego powodu?
Zaskoczyła statystyka
W ostatnich dniach świętokrzyskie Kuratorium Oświaty podsumowało dane z powiatów. I tak, w powiecie opatowskim 51 (18 proc.) sześciolatków pozostanie w przedszkolach, w powiecie ostrowieckim - 81 (7,5 proc.) przedszkolaków nie pójdzie do pierwszej klasy, w powiecie sandomierskim - 105 (13 proc.) dzieci uzyskało odroczenie od szkoły, a w powiecie staszowskim - aż 186 (23,6 proc.) sześciolatków. Małgorzata Muzoł, świętokrzyski kurator oświaty, nie ukrywa, że martwi ją tak duża liczba dzieci, które nie rozpoczną edukacji.
- Jestem zaskoczona taką liczbą sześciolatków, które uzyskały odroczenie obowiązku szkolnego. Przyglądamy się zaistniałej sytuacji i staramy się ją właściwie ocenić. Mamy bardzo dobre oceny szkół, które są odpowiednio przygotowane i wyposażone w pomoce i place zabaw. Podobnie nauczyciele dysponują odpowiednim przygotowaniem do pracy z sześciolatkami. Trudno mi wskazać przyczynę zaistniałej sytuacji - mówiła M. Muzoł.
Sześciolatek pod lupą
Każdy rodzic, którego dziecko ma rozpocząć naukę w szkole, ma prawo do wystąpienia o badanie w poradni psychologiczno-pedagogicznej, czy jego dziecko jest na odpowiednim poziomie rozwoju, aby mogło podjąć naukę w pierwszej klasie. Jak wynika ze statystyk, bardzo wielu rodziców korzystało z takiej możliwości, niezależnie, czy dziecko uczęszczało do przedszkola czy też wychowywało się w domu.
- Badania sześciolatków, których rodzice złożyli wniosek o skontrolowanie stopnia rozwoju przed podjęciem obowiązku szkolnego, obejmują kilka stref rozwojowych maluchów. Badamy dojrzałość fizyczną, emocjonalną, społeczną, umysłową i językową. W badaniu dojrzałości umysłowej zwracamy uwagę na możliwości intelektualne dziecka, w tym na proces myślenia, wnioskowania, umiejętności koncentrowania się i pamięci. Badana jest także dojrzałość emocjonalna, czyli zdolność do radzenia sobie w różnych sytuacjach. Sprawdzamy, czy dziecko umie kontrolować swoje emocje, czy posiada lęki separacyjne, czyli czy jest gotowe włączać się w grupę rówieśniczą. Jest to bardzo ważny obszar rozwoju dojrzałości dziecka i przebiega bardzo indywidualnie. Kolejną sferą badaną jest obszar rozwoju społecznego i tutaj bardzo ważną rzeczą jest opinia pań z przedszkola czy też samych rodziców, jak dziecko radzi sobie w swojej grupie rówieśniczej. I ostatnim obszarem badań jest rozwój językowy, czyli ukształtowanie mowy dziecka. Stan jej rozwoju ma znaczny wpływ, czy dziecko będzie sobie radziło w rozpoczynanej nauce - wyjaśniła Katarzyna Karcz, psycholog.
W większości przypadków, gdy rodzice zgłaszali się do poradni psychologiczno-pedagogicznej, badania wskazywały na niezdolność badanych sześciolatków do podjęcia obowiązku nauki.
Świętokrzyska kurator nie podaje w wątpliwość rzetelności badań prowadzonych w poradniach psychologiczno-pedagogicznych. Ma jednak zastrzeżenia, czy testy powinny być prowadzone tak wcześnie. Jej zdaniem, na późniejszym sprawdzianie dzieci mogłyby wypaść znacznie lepiej.
Jako przykład pani kurator podaje szkoły w Bilczy i Bodzechowie, gdzie w 2009 roku naukę rozpoczęli sześcioletni uczniowie. Dziś ich wyniki z języka polskiego i matematyki są lepsze od osiągnięć starszych o rok kolegów. - Myślę, że ta sytuacja pokazuje, iż być może rodzice niepotrzebnie się niepokoją o rozpoczęcie nauki w tym wieku, bo - jak się okazuje - wyniki są bardzo pozytywne - mówiła pani kurator.
Niemniej jednak podkreślała, że zaistniała sytuacja odroczeń sześciolatków wymaga przemyślenia i analizy.
Podzielone racje
- Podczas spotkań z dyrektorami zadawałam pytanie, czy właściwie realizowana jest podstawa nauczania w przedszkolach, gdy po trzech latach pobytu i kształcenia dziecka w przedszkolu tak wiele z nich uzyskuje odroczenie. Zrozumiałe jest to, że mogą się zdarzać pojedyncze przypadki, gdy odroczenie uzyskuje dziecko ze względu na stan zdrowia czy też inne braki rozwojowe, jednak tak duża liczba skłania nas do głębszej analizy i wyciągnięcia wniosków na kolejne lata pracy z dziećmi - dodała M. Muzoł.
- W przedszkolach realizujemy podstawę programową zleconą przez ministerstwo. Przygotowujemy dzieci pod względem umysłowym, fizycznym i społecznym, aby mogły rozpocząć naukę w szkole. Jednak w wielu przypadkach okazuje się, że dzieci nie radzą sobie z samodzielnością i emocjami związanymi z pójściem do szkoły. Sześciolatki potrzebują jeszcze opieki, szczególnej uwagi i zabawy. Myślę, że same dzieci nie boją się pójścia wcześniej do szkoły. Jednak rodzice w wielu przypadkach są przekonani, że jest to jeszcze za wcześnie. Obawiają się, że dzieci mogą mieć problemy z adaptacją w szkole, gdzie jest wiele dzieci, że ich pociechy zagubią się w tłumie. Wielu niepokoi się, jaką opiekę będą miały dzieci po lekcji w świetlicy szkolnej. Po prostu nie są pewni, czy ich dziecko jest już gotowe na naukę w pierwszej klasie - wyjaśnia Magdalena Stępień, dyrektor sandomierskiego przedszkola.
Te niepokoje potwierdzają rodzice, którzy dziś swoje pociechy przyprowadzili do przedszkola, zamiast do pierwszej klasy w szkole podstawowej. - Ania od dwóch lat chodziła do przedszkola. Bardzo dobrze się zaaklimatyzowała wśród rówieśników. Również pani bardzo chwaliła ją za dobre postępy w pisaniu i czytaniu. Jednak ma problemy logopedyczne i wraz z paniami z poradni zadecydowaliśmy o tym, że jeszcze ten rok będzie w przedszkolu - opowiada pani Joanna, mama dziewczynki.
- W naszym przypadku może i zadecydowały trochę obawa i nadopiekuńczość. Oboje z mężem pracujemy do godzin popołudniowych i zmartwił nas fakt, że kilka godzin Kacper będzie musiał spędzać w szkolnej świetlicy, gdzie nie ma odpowiednich warunków dla dużej liczby dzieci. Jest też trochę nieśmiały i mamy nadzieję, że jeszcze jeden rok w przedszkolu pomoże mu nabrać odwagi i pewności siebie. Myślę, że jest to dobry pomysł, by rozpoczął naukę dopiero za rok - podkreślała pani Katarzyna, mama chłopca.