Tak można powiedzieć o najnowszej książce o Machowie, wsi zatopionej przez jezioro.
W Miejskiej Bibliotece Publicznej im. dr. Michała Marczaka odbyła się promocja książki autorstwa Doroty Kozioł, tarnobrzeżanki rodem z Machowa. Mimo ogromnego upału sala odczytowa pękała w szwach. To machowiacy stawili się gremialnie, by obejrzeć film o swej wiosce i posłuchać opowieści swej krajanki.
Rozmowę z Dorotą Kozioł, którą wyciągnął na wspominki Piotr Duma, prowadzący spotkanie, poprzedziła prezentacja dokumentalnego filmu Aleksandra Dyla „Ludzie z martwych pól”. Główną bohaterką obrazu, powstałego 20 lat temu, i narratorka jednocześnie była mama autorki książki Maria Kozłowa, zasłużona regionalistka, propagująca kulturę lasowiacką, która wspominała swój utracony machowski raj. – Film powstał w ramach cyklu „Małe ojczyzny” – mówił obecny na promocji autor filmu Aleksander Dyl. – Pierwszy raz zobaczyłem go w telewizji zupełnie przypadkiem w jakimś zajeździe podczas podróży. Następnego dnia kupiłem „Gazetę Wyborczą” i przeczytałem druzgocącą krytykę autorstwa jakiejś pani redaktor z Warszawy, która nic a nic z tego obrazu nie zrozumiała.
Dorota Kozioł zaś przytoczyła wydarzenie z powstawania filmu, które stało się niejako klamrą spinającą dokument A. Dyla i jej książkę. – Podczas kręcenia sceny rzucania kwiatów ze skarpy do machowskiego dołu – opowiadała autorka – mojej mamie zabrakło sił, by dojść do wyznaczonego miejsca. Powiedziała, że musi usiąść, bo dalej nie ma siły iść. A tu pustka, żadnego pniaka po ściętym drzewie, kamienia, zupełnie nic. I wówczas Olek chwycił swoją walizkę na kamerę i podał mamie. Siadła na niej wspierając ręce na kolanach. Wtedy powstało najpiękniejsze zdjęcie mojej mamy, którego autorem jest niezrównany Bogusław Myśliwiec. I ta fotografia nie mogła nie znaleźć się w książce.
Dorota Kozioł przystępując do pracy nad publikacją, jak sama przyznała, postanowiła wypełnić testament swojej mamy. – Przez lata mówiła, że musi napisać książkę o Machowie – opowiadała autorka. – Gromadziła nawet materiały w teczkach z napisami „Machów”. Kiedy jednak zabrałam się do pracy, okazało się, że w owych teczkach nie zbyt wiele i skazana zostałam na pamięć swoją oraz żyjących jeszcze machowiaków.
I z tych wspólnych wspomnień utkana została opowieść o wsi pochłoniętej przez siarkowy kombinat, który także już nie istnieje, bo w jego miejscu rozciąga się toń Jeziora Tarnobrzeskiego. W publikacji noszącej znamienny tytuł „Ty nasz kochany Machowie…” pisarka przypomina przede wszystkim ludzi, nadających ton życiu wioski i nie tylko jej. Przypomina postaci znane i zupełnie zapomniane, jak choćby ciotecznych braci swej mamy Czesława i Bolesława Czajów, artystów – aktora i baletmistrza – którzy odnieśli sukces za wielką wodą.