– To wielka radość, że możemy dzisiaj świętować zwycięstwo nad bolszewikami – stwierdził Jan Artur Tarnowski.
– Świętować i otwarcie o tym mówić – dodał. Okazją do tego stwierdzenia, były obchody 95. rocznicy wymarszu „Ochotników Dzikowskich” na wojnę z bolszewicką Rosją w 1920 r. Uroczystość zorganizowało Stowarzyszenie „Dzików”, które zaczęło odważnie głosić, iż zmienia akcentowanie historycznych rocznic, kładąc nacisk przede wszystkim na daty zwycięstw, odchodząc od martyrologii. Witold Bochyński argumentując tę politykę, zaznaczył, iż nie jest to nic innego, jak kontynuacja tradycji naszych przodków, którzy w okresie zaborów oraz dwudziestolecia międzywojennego świętowali i czcili daty chwały polskiego oręża, polityki. W tym duchu w 1904 r. odbyły się na tarnobrzeskim rynku uroczyste obchody bitwy pod Racławicami, podczas których odsłonięto pomnik bohatera zwycięskiego boju z Rosjanami – Bartosza Głowackiego. A dat, takich jak Racławice, w naszej historii nie brakuje, tylko jakoś dziwnie nie pamiętamy, czy może nie chcemy pamiętać. Czy świętujemy wielkie tryumfy pod Płowcami, Grunwaldem, Orszą, Obertynem, Kircholmem, Kłuszynem, Chocimiem, odsieczy wiedeńskiej, Zieleńcami, Komarowem, Niemnem, Falaise? Albo czy pamiętamy o jedynych zwycięskich powstaniach – wielkopolskim i III śląskim? Nie, wolimy świętować 1 sierpnia, czyli największą hekatombę w naszych dziejach, która kosztowała życie grubo ponad 200 tys. osób, zniszczenie stolicy i utratę setek tysięcy narodowych pamiątek i bezcennych dzieł sztuki.
Tymczasem rocznice powstania wielkopolskiego i śląskiego przechodzą bez echa, jak gdyby fakt, że dzięki nim do odradzającej się Polski zostały przyłączone Wielkopolska i część Śląska, były bez znaczenia.
Dlatego niepomiernie cieszy mnie inicjatywa Stowarzyszenia „Dzików” i tylko życzyć sobie należy, by w jego ślady poszli następni, by wreszcie nastąpił koniec martyrologicznej nauki historii, na rzecz świętowania naszych tryumfów, których nam nie brakuje.