Wbrew pozorom, słoneczna pogoda nie zawsze sprzyja plenerowym imprezom.
Tak było w przypadku tegorocznego XVII Jarmarku Dominikańskiego, którego rękodzielnicy nie zaliczą do zbyt udanych.
Afrykański upał i palące słońce wielu tarnobrzeżan odstraszyły od pójścia na Plac Bartosza Głowackiego, gdzie na dwa weekendowe dni sprzedający rozstawili swoje stragany z całą gamą towarów przywiezionych z różnych, czasem odległych rejonów Polski.
Tradycyjnie królowało rękodzieło oraz domowe jadło wytwarzane według starych, rodzinnych receptur. Ale największym zainteresowaniem cieszyły się wszelkie napoje, w tym naturalne soki owocowe oraz kwas chlebowy, który dawniej uważany był za najlepszy sposób na ugaszenie pragnienia w gorące, letnie dni.
Jeżeli zaś panie stwierdziły, że ich ubiór nie jest dość lekki na ponad 36-stopniowy skwar, mogły kupić kreacje rodzimej projektantki Justyny Wesołowskiej, właścicielki Atelier „Gamon”.
- Ubrania pochodzą z letniej kolekcji - wyjaśniła pani Justyna. - Ponieważ już ją wyprzedaję, ceny są o połowę niższe. Odzież jest idealna na lato, bo została uszyta tylko z naturalnych materiałów, w tym ze 100-procentowej bawełny.
Pani Justyna swoje studio otworzyła zimą tego roku, i jest to bodaj pierwsze takie atelier w Tarnobrzegu, gdzie można nabyć autorskie ubrania, szyte zaledwie w kilku sztukach.
Jak wyjawiła projektantka, modą interesowała się od dawna, a wszystko za sprawą babci z Paryża. - Mimo słusznego wieku - dożyła 100 lat - zawsze dbała o swój wygląd. Nawet kiedy skończyła 95 lat regularnie korzystała z usług fryzjera, skrapiała się swoimi ulubionymi perfumami, ubrania dobierała stosownie do poru roku i dnia - wspominała swoją babcię pani Justyna.
- Latem chętnie nosiła lekkie koronkowe sukienki, w chłodniejsze pory roku zaś futra. To ona stanowiła dla mnie inspirację i natchnienie. To była ikona stylu, prawdziwa dama. Kiedy odwiedzałam ją w Paryżu byłam nią zauroczona. Od dzieciństwa miałam ubrania, różniące się od tych noszonych przez moje rówieśniczki, gdyż dostawałam je w paczkach od babci - opowiada projektantka.
Choć pani Justynie bliżej było do nauk technicznych, zdecydowała się jednak początkowo na studium w Kielcach, a potem już na studia projektowania ubiorów w Krakowskich Szkołach Artystycznych. Efekty studiów oraz pomysłowość i talent tarnobrzeskiej projektantki można było zobaczyć na jarmarku po raz pierwszy, ale zapewne nie ostatni.
Dla osób wolących jednak bardziej strawę duchową Miejska Biblioteka Publiczna im. dr. Michała Marczaka oferowała książki po niezwykle przystępnych cenach - już za jedna cegiełkę można było nabyć prawdziwe literackie rarytasy.
Swoje najnowsze publikacje prezentowali także tarnobrzescy autorzy w tym Bogusław Szwedo oraz Piotr Duma.
Jak co roku sprzedającym i kupującym czas umilały występy lokalnych zespołów, muzyków. Wieczorem zaś w sobotę i niedzielę na scenie zaprezentowały się gwiazdy wieczoru, czyli ukraiński zespół Hajdamaki i De Press.
Niestety była także mała niezbyt sympatyczna „niespodzianka” dla przyjezdnych wystawców. Miasto zrezygnowało z tradycyjnej kolacji dla kupców, traktowanej jako swego rodzaju podziękowanie dla nich za przyjazd i włożony trud.