Regionalny dyrektor ochrony środowiska w Kielcach wydał decyzję o likwidacji stada bizonów w Kurozwękach. Powodem jest zagrożenie, jakie, według ekologów, może stanowić dla rodzimego żubra.
Urząd ochrony środowiska argumentuje swoją decyzję kilkoma zakładanymi zagrożeniami. Pierwsze to, że ucieczka bizona z hodowli może oznaczać zarażenie żubrów nowymi chorobami lub pasożytami. Kolejne, że może dojść do niekontrolowanego krzyżowania się obu gatunków.
Marcin Popiel, właściciel i hodowca bizonów, uważa tę decyzję za mocno krzywdzącą i niemającą podstaw. – Bizony zostały sprowadzone do Kurozwęk w 2000 r. Nigdy nie mieliśmy przypadku ucieczki tych zwierząt poza teren, na którym odbywa się hodowla. Stado jest stale monitorowane. Czasami zdarza się, że młode przedostanie się za ogrodzenie, ale szybko wraca do matki – wyjaśnia Marcin Popiel.
Właściciel bizonów odwołał się od decyzji regionalnego dyrektora ochrony środowiska w Kielcach do dyrektora generalnego. Jednak na rozstrzygnięcie sprawy trzeba będzie poczekać kilka miesięcy, bo urzędnicy zawiesili wydanie wyroku.
Uzasadnienie ekologów dotyczące likwidacji hodowli bizonów związane z zagrożeniem dla populacji żubra wydaje się być trochę przesadzone. W całym województwie świętokrzyskim żubry nie występują, najbliższe stada znajdują się w oddalonej o kilkaset kilometrów Puszczy Białowieskiej lub w głębokich lasach bieszczadzkich. Ponad to w Polsce jest tylko kilka dziko żyjących stad żubra. Jednak takie argumenty nie przekonują urzędników, którzy wydali decyzję, aby byki bizona były kastrowane, a matki krowy sterylizowane, zaś młode bizoniątka muszą zostać zabite. W efekcie ma to doprowadzić do likwidacji hodowli.
Sprawa znalazła się w sądzie.
- Nie rozumiemy tego rozporządzenia. Jest ono dla nas absurdalne. Poprosiliśmy o opinię wiele osób znających się na tym temacie, każda z nich twierdzi, że ta decyzja jest niezrozumiała. Nasze stado nie zagraża żubrom - powiedział Marcin Popiel, właściciel stada.
Pan Popiel dementuje także sugestie, że hodowla bizonów kieruje się tylko względami biznesowymi i podwyższeniem atrakcyjności całego kompleksu pałacowego w Kurozwękach. - To nieprawda. Te zwierzęta są naszym oczkiem w głowie, dbamy o nie. Jednak, jeśli sąd zdecyduje, że mamy zaprzestać hodowli bizonów myślę, że niewykluczone jest zamknięcie kompleksu i jedyne, co pozostanie, to jego sprzedanie. My tych zwierząt nie pozwolimy zabić. Niech przyjdą urzędnicy i sami to zrobią - dodaje Marcin Popiel.
Prowadzona od kilkunastu lat hodowla liczy obecnie 70 sztuk zwierząt. Pasące się w solidnych zagrodach zwierzęta pilnowane są także przez „elektryczne pastuchy”, czyli linię odstraszającą zwierzęta od zbliżania się do ogrodzenia. W hodowli pana Popiela co jakiś czas zdarzają się miłe niespodzianki. - Tej wiosny po raz trzeci w historii naszej hodowli na świat przyszyły bliźniaki. Jeden cielak pozostał przy matce, a drugi, słabszy, dzięki interwencji osoby pilnującej stado został odseparowany od stada, dzięki czemu uratowano mu życie. Mały bizonek znalazł troskliwą opiekę wśród pracowników minizoo na terenie kompleksu. Otrzymał on imię Popiołek, na cześć rodziny Popielów zarządzających gospodarstwem.