Pięć lat po wielkiej powodzi. Była to największa powódź w historii Sandomierza i okolic. W ciągu kilku tygodni dwie fale wysokiej wody wdarły się na kilka kilometrów od koryta Wisły. Blisko 24 tys. ludzi zostało poszkodowanych. Żywioł wyrządził też ogromne straty materialne.
Było już dobrze widno, gdy zobaczyliśmy, jak woda przelewa się przez wał. Pobiegłem do domu, zabrałem żonę i dzieci do samochodu. Nic nie wzięliśmy ze sobą. Wywiozłem je do znajomych. Wracając po kwadransie, nie mogłem już dojechać do domu. Woda była wszędzie – wspomina pan Krzysztof z prawobrzeżnego sandomierskiego Koćmierzowa. To był mokry maj 2010 r. Lało od kilku dni. Wszyscy obserwowali, jak woda w Wiśle podnosi się z dnia na dzień. Na wiślanych wałach z godziny na godzinę robiło się tłoczno. Służby uspokajały, że na razie nie ma zagrożenia. – Nikt nie przypuszczał, że może przyjść taka woda. Wiele razy w poprzednich latach ogłaszano zagrożenie powodziowe, a nawet zalecano ewakuację, ale zawsze kończyło się dobrze. To chyba uśpiło naszą czujność. Nikt nic nie zabezpieczał, nie wywoził. Żyliśmy normalnym rytmem – opowiada Stanisław Kuchta z Wielowsi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.