„Ten kraj wyda dużo powołań do sercanów”, to były słowa ks. Leona Dehona, gdy przejeżdżał przez Polskę w drodze do Finlandii. Nie mylił się. Po latach polscy sercanie prowadzą wiele dzieł miłosierdzia i wysyłają licznych misjonarzy.
Tak naprawdę to mało brakowało, a zostałbym dominikaninem. Do sercanów trafiłem dzięki siostrom józefitkom, które pracowały w mojej rodzinnej parafii. Dostałem adres do ks. Styki, który jako jeden z pierwszych był animatorem powołaniowym. Utrzymywaliśmy kontakt, wziąłem udział w rekolekcjach powołaniowych i byłem pewien, że chcę wstąpić do sercanów. Nie były to jednak łatwe czasy i dla pozoru pod koniec szkoły średniej złożyłem papiery do szkoły hotelarskiej, jednak po maturze zapukałem do furty sercańskiego seminarium – opowiada ks. Kazimierz Kowalczyk, z denkowskiej parafii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.