Peregrynacja symboli ŚDM krzyża i maryjnej ikony rozpoczęła się od miejsca, które już w swojej nazwie przypomina o znaku zbawienia. W świętokrzyskim sanktuarium krzyż młodych splótł się z tym, w którym złożono relikwie Drzewa Krzyża. Tutaj młodzi włożyli ten znak na swoje ramiona dając początek krzyżowym spotkaniom podczas peregrynacji.
Jednym z piękniejszych widoków podczas peregrynacji symboli jest moment, gdy młodzi ludzie biorą krzyż w swoje ręce lub kładą na swoje ramiona. Duży drewniany krzyż uchwycony wieloma dłońmi wędruje ulicami miast, wnoszony jest do szkół, ośrodków wychowawczych, domów dziecka czy szpitali. Podejmują ten znak, nie odwracają się od niego, niosą go w swoje codzienne miejsca. Splatają swoje krzyże z krzyżem Jezusa.
Obserwując te spotkania zauważyłem, że nawet ci, co zazwyczaj stoją gdzieś z boku, pod przysłowiowym chórem lub pod kościelnym murkiem, w gronie rówieśników nabierają odwagi, dają krok naprzód i staja pod tym krzyżem. Jedni ukradkiem spojrzą na niego, inni nawet ucałują. Może i mały gest, ale dla nich to niemal pokonanie przepaści. Wydaje się jeden krok bliżej Jezusa. To także splecenie ich krzyża z krzyżem Jezusa.
Podczas spotkań nie brak i innych ludzkich krzyży, tych już nie pierwszej młodości. Nadwyrężonych czasem i latami. Ci pielgrzymi, którzy wczoraj byli młodzi też podchodzą by dotknąć ten krzyż, wyszeptać modlitwę przy maryjnej ikonie. Z trudem klękają, z namysłem go całują. Wstając opierają się na nim, splatając swój doświadczony życiem krzyż z krzyżem Jezusa.
I jeszcze inne krzyże spotkać można podczas peregrynacji. Krzyże stojących z daleka, którym brak odwagi by podejść. Tylko rzucone ciekawskie spojrzenie, wzruszenie ramionami czy narzekanie, po co to wszystko. I takie spotkania nie pozostają bezowocne. Są swego rodzaju wyrzutem, że brak im odwagi, że im nie zależy a może chciałby swój zagubiony ludzki krzyż spleść z tym, który wszystko zwyciężył.