Od paru lat w Wielką Sobotę odbywa się w Tarnobrzegu śniadanie wielkanocne, zaś przed Wigilią Bożego Narodzenia wieczerza wigilijna – obie te akcje skierowane są do samotnych i ubogich mieszkańców miasta.
Osoby zgromadzone na nich w życzeniach słyszą wciąż słowa o radości, pomyślności, spełnieniu marzeń. Tylko czy łatwo wykrzesać z siebie uśmiech, gdy brak pieniędzy, pracy, gdy oszczędza się na jedzeniu, lekach, bo trzeba opłacić mieszkanie, a jeszcze gorzej gdy nie ma się nawet swoich czterech kątów? A tu jeszcze przedstawiciele mediów zaglądają swoimi obiektywami prosto w twarz. Przyznaję, że i ja relacjonuję śniadanie i wieczerzę wigilijną, ale sprawia mi to trudność, nie techniczną bynajmniej, ale psychiczną. Bo czy ktoś z nas dziennikarzy chciałby znaleźć się na miejscu tych, którzy przyszli na ciepły posiłek, przyszli po kawałek ludzkiego serca? Zapewne nikt. Dzisiaj w rozmowie, podczas owego miejskiego śniadania, mój serdeczny kolega stwierdził, że oba te wydarzenia powinny być zamknięte dla mediów. Wystarczyłaby tylko krótka informacja na stronie Urzędu Miasta, że się odbyły i tyle. Całkowicie się pod tym podpisuję. Obserwując zasiadających za stołami widać u wielu z nich skrępowanie, lekkie zażenowanie, że oto przychodzą po darmowy posiłek lub po ogrzanie się ludzkim ciepłem. Obecność przedstawicieli władz, duchowieństwa oraz różnych urzędników jest wystarczająco już krępująca. Po cóż więc jeszcze dokładać stres związany z fotografowaniem, filmowaniem? Może te moje odczucia wielu osobom się nie spodobają, ale piszę to co czuję i myślę. Spotkania typu śniadanie wielkanocne oraz wieczerza wigilijna wymagają wyciszenia, intymności, a o to przy wielu osobach postronnych jest bardzo trudno.
Obie idee są ze wszech miar słuszne, o czym najlepiej świadczył tłum uczestników na wigilii. Warto by jednak zmodyfikować nieco ich formułę, by nie stawały się publicznym spektaklem.
PS. Słowa uznania należą się wszystkim organizatorom za trud włożony w przygotowanie śniadania. Zapachy były prawdziwie „wielkanocne”.