Choć popularnie nazywane są szarytkami, to ich życie nie jest przeciętne ani szare. Pracują tam, gdzie najciężej. Odwiedzają osoby samotne i chore w ich domach, posługują starszym i umierającym w szpitalu oraz domach pomocy społecznej.
Wchodząc do Domu Pomocy Społecznej w Kurozwękach, ma się wrażenie, że niemal w każdym jego zakątku można spotkać siostrę szarytkę. Jedna wita serdecznym uśmiechem przy wejściu na portierni, kolejna posługuje w pokoju pielęgniarek, inne można spotkać, gdy pomagają mieszkańcom na salach, a siostra dyrektor jest oczywiście w swoim gabinecie. – Nasz założyciel, św. Wincenty à Paulo, posłał pierwsze siostry – wtedy jeszcze panie Miłosierdzia – aby posługiwały chorym, nosiły jedzenie ubogim i pomagały najuboższym i potrzebującym. Mimo że upłynęło już prawie 400 lat od założenia zgromadzenia, w naszym chryzmacie nic się nie zmieniło – opowiada s. Halina Romanowska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.