Kilka lat temu, gdy ruszał pierwszy Orszak Trzech Króli, mimo sceptycznych ocen, stał się on wielką manifestacją wiary. Nikt nie miał wątpliwości, że to strzał w dziesiątkę, aby pokazać jak bardzo tkwi w nas bożonarodzeniowa tradycja odwiedzania betlejemskich szopek.
Oglądając medialne migawki z setek orszaków, które ruszyły po ulicach naszych miast obawiam się jednego, aby dla niektórych zbyt szybko nie stały się one tanią, popularną masówką, okazją, aby jeszcze jeden dzień świątecznie poszaleć.
Pośród uczestników wielu założyło ozdobne korony oznaczające wędrówkę, poszukiwanie ewangelicznych Magów, którzy szukali narodzonego Mesjasza. Jednak z roku na rok w orszakach idzie coraz więcej osób przebranych za dziwne stwory z filmów science fiction, w stroje diabłów i czarownic używane powszechnie podczas halloween. Szkoda by było, aby wspaniałe wydarzenie, którym wspominamy w pokłon pogańskiego świata wobec narodzonego Syna Bożego przekształciło się z czasem w zwykłą zabawę.
Myślę, że to będzie zależało od nas jak podejdziemy do kolejnych orszaków, po co w nich będziemy uczestniczyli i czy idąc w pochodzie wiary będziemy szukać prawdziwego Króla, który pełen pokory narodził się w stajence.
Cel organizowanych orszaków określił jasno bp Krzysztof Nitkiewicz, gdy wraz z sandomierzanami przybył na Rynek Starego Miasta. - Nie jesteśmy ani grupą rekonstrukcyjną, ani aktorami odgrywającymi inscenizację wydarzenia z Ewangelii. Tak, więc nie aktorzy, lecz ludzie wiary podążający na spotkanie Chrystusa. Całe nasze życie jest przecież taką wędrówką, a ten orszak – pochód jest jednym z odcinków tej drogi – wskazywał biskup.
Smutne było także to, że gdy tylko kończyło się wspólne świętowanie, nie brakowało głosów gdzieś z opłotkowych ulic lub szorstkiej krytyki zasłyszanej niechcący podczas powrotu do domu. I po co to wszystko? A czemu taki rejwach robić w środku miasta?
Dwa tysiące lat temu, też ktoś się obawiał małego Dziecięcia, też krytykował cały „szum”, który zrodził się wokół Niego. Użył siły, aby zniwelować zagrożenie dla swojej władzy. I dziś nie brakuje tych, którzy obawiają się siły miłości przychodzącego Boga. A my, co mamy robić, po jakiej stronie stanąć? Myślę, że po stronie króli. Trzeba jak oni, wziąć swój dar i ponieść do ubogiego żłóbka i podarować serce dla Bożego Syna, mimo, że inni krytykują, narzekają i zawsze będą malkontentami. Nie dajmy odebrać sobie radości z faktu, że Król jest między nami.