Sandomierskiej redakcji stuknęła dwudziestka. Zapełniliśmy 1041 numerów. Dla nas to jednak tylko rocznica, chyba jesteśmy za młodzi na jubilatów...
Sandomierskie spotkanie z okazji dwu dekad działalności pokazało, że przez te lata nie byliśmy sami. Nad "Gościem Sandomierskim" czuwało sześciu kierowników oddziału, trzech redaktorów wspierało kilkunastu współpracowników. Ukazały się tysiące artykułów, depesz, reportaży i opinii, poprzez które staraliśmy się wypracować sandomierski styl tygodnika.
Inni bohaterowie „Gościa” to kolporterzy, którzy każdego tygodnia, niezależnie od pogody czy innych okoliczności, ruszają w długie trasy, by gazeta dotarła niemalże do każdej parafii.
Nasz sandomierski jubileusz skłonił mnie do refleksji, czy 20 lat to już okazja do obchodzenia jubileuszu, czy też tylko rocznica działalności, która każe zastanowić się, jacy jesteśmy i czego czytelnicy od nas oczekują. Ktoś może pomyśli, że to tylko gra słów, jednak życzenia przysłane z siostrzanej redakcji z Tarnowa przypomniały nam, że taka rocznica ma stać się „powerem” do dalszej pracy.
Nasi koledzy pisali: „Cieszymy się, że to dopiero 20 lat, a nie 100. Można bowiem wciąż czuć się młodo i z entuzjazmem głosić Ewangelię w medialnym świecie. Życzymy poczytności tak »papieru«, jak i strony internetowej, a najbardziej tego, by pracy nie brakowało”.
Dziękując za życzliwość, chcemy, by tej dziennikarskiej roboty nie brakowało.