Prezydent Stalowej Woli został zbesztany tym razem przez jedną z posłanek oburzoną tym, że w hutniczym mieście od paru lat 1 sierpnia o godz. 17 nie wyją syreny.
Andrzej Szlęzak wyjaśnił przyczynę takiego stanu rzeczy. Jako włodarz miasta ma zresztą prawo do podejmowania różnych decyzji, z którymi można zgadzać się lub nie. W tym przypadku akurat jestem po stronie pana prezydenta. Więcej, popieram jego wniosek o osądzenie przywódców powstania warszawskiego na czele z gen. Leopoldem Okulickim ps. Kobra (później Niedźwiadek), gen. Antonim Chruścielem ps. Monter i gen. Tadeuszem Borem-Komorowskim za decyzję o jego wybuchu, bo złamali rozkazy Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego zakazujące wywoływania insurekcji. Z pełną świadomością wysłali na śmierć kwiat i przyszłość naszego narodu, zaś stolica za sprawą m.in. ich decyzji obróciła się w wielkie gruzowisko, pod którym legło 200 tys. ludzi oraz skarby polskiej kultury.
Niestety, my, Polacy, jak mało który naród uwielbiamy wszelakie rocznice, a już najbardziej te dotyczące tragicznych wydarzeń. Czcimy je z pietyzmem, rozdrapując dawne rany, by znowu bolały.
Nie mówię, by o tych datach zapominać, ale podchodzić do nich racjonalnie i dopuścić do głosu i świadomości społeczeństwa, że to, co obrosło już legendą, bynajmniej nią nie jest, że rzeczywistość odbiegała od tej powszechnie podawanej.
Sama 1 sierpnia zatrzymuję się na minutę o Godzinie „W”, ale tylko po to, by uczcić pamięć tych setek tysięcy niewinnych ofiar, które ginęły, umierały często w niewyobrażalnych mękach.
Przed dwoma dniami przypadła 94. rocznica wielkiej, wspaniałej karty w dziejach naszego narodu – zwycięskiej Bitwy Warszawskiej. Czy świętowaliśmy ją tak, jak na to zasługuje? Czy poświęcono jej tyle uwagi, co powstaniu warszawskiemu?
Zastanawia mnie, skąd w nas, Polakach, tyle zamiłowania do celebrowania klęsk, a zapominania lub świętowania - ot, tak od niechcenia - rocznic naprawę wielkich i radosnych. Mimo że od ponad 20 lat obchody 3 Maja i 11 Listopada niezmiennie się nie zmieniają, to jednak wciąż czekam z naiwną nadzieją, że coś drgnie i będziemy mieć prawdziwie promienne i roześmiane święta, a nie nudne akademie z przemówieniami włodarzy miast i gmin lub występami młodzieży, w których wciąż powtarzają się te same elementy.