Rolniczy wiatr w oczy

Od 1 sierpnia rolnicy stracili niezwykle ważny rynek zbytu za wschodnią granicą. Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej (Rossielchoznadzor) wprowadziła ograniczenia wwozu do Rosji z Polski owoców i warzyw. Co oznacza embargo na polskie rolnicze produkty.

Rolniczy sezon w pełni. Sandomierskie sady i ogrody aż trzeszczą od bogatych plonów. Każdego ranka na miejscową giełdę trafiają setki ton warzyw i owoców. Jednak duże zbiory nie zawsze kojarzą się rolnikom i sadownikom z dobrym zyskiem. Nie jeden raz doświadczyli tzw. „klęski urodzaju”, która dotykała raz producentów jabłka to znów kapusty czy ziemniaka. Każdy rok przynosił zapaść na jakiś rolniczy produkt. Nie jedno gospodarstwo nauczone takim obrotem rzeczy postawiło na kilka produktów, aby zabezpieczyć swój budżet i rodzinne utrzymanie.

Tymczasem obecny rok przyniósł zupełne zaskoczenie. Od 1 sierpnia rolnicy stracili niezwykle ważny rynek zbytu za wschodnią granicą. Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej (Rossielchoznadzor) wprowadziła ograniczenia wwozu do Rosji z Polski owoców i warzyw. Co oznacza embargo na polskie rolnicze produkty.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to konsekwencja mieszania się Polski w sprawy Ukrainy i odczuć to, jako swoistą karę za obronę Ukraińców. To tylko kwestia wolnych wniosków. Zamiast mędrkować czy to kwestia polityki czy nie, popatrzmy na sytuację polskiego rolnika i sadownika, który niewmieszany w zbrojne ani polityczne układy ponosi bardzo ciężkie konsekwencje wprowadzonych decyzji.

Wiele podsandomierskich gospodarstw cały swój rodzinny budżet opiera na zyskach uzyskanych z produkcji rolnej. Od ceny warzyw i owoców zależy być albo nie być nie jednej rodziny. W tym roku od wczesnej wiosny rozpoczęły się problemy ze sprzedażą poszczególnych warzyw i owoców. Nie było nabywcy na popularną i jakże zdrową czarną porzeczkę. Cena na skupie wynosząca około 0,60 gr. za kg sprawiła, że w wielu sadach nawet nie zbierano owoców. Podobnie cena popularnej wiśni z trudem dochodziła do 1 zł. za kg. – Nie ma szans, aby choć koszy produkcji się zwróciły. A za co posłać dzieci do szkoły i utrzymać dom? – pytał jeden z hodowców.

Bolesna jest także zdawkowa odpowiedź strony ministerialnej, która winę niskich cen i trudności w sprzedaży upatruje w słabej sile rolników, którzy nie chcą tworzyć grup producenckich, które walczyłyby o swoje prawa. Zapominając, że takie grupy już istnieją, ale i one same nie pokonają zamkniętych granic. Następne wystąpienie ministra zakończyło się kolejną obietnicą interwencji w Unii Europejskiej o przyznanie specjalnych dotacji dla rolników tracących swoje zyski.

Kolejny dzień na sandomierskiej giełdzie pokazuje dość dużą zapaść w sprzedaży. Towaru dużo i to najlepszej jakości, a nabywcy jak na lekarstwo. Ceny idą jeszcze bardziej w dół, sięgając granicy absurdu. Tylko patrzeć jak pojawią się zaradni kupcy z innych europejskich krajów, którzy wykorzystają sytuację wykupując śmiesznie tani towar, zapakują w opakowania ze znakiem „made in EU” i wyślą za wysoką cenę na rosyjski rynek. I puenta rolnego kryzysu będzie jak w bajce, że „bogatemu to diabeł i dzieci kołysze, a biednemu zawsze wiatr w oczy wieje”. Tylko dlaczego zawsze ten wiatr historii, polityki i gospodarki nam w oczy dmucha?

<

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..