Wspólnym startem spod kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy rozpoczęła się XVIII Biegowa Pielgrzymka na Jasną Górę.
Zanim pielgrzymi udali się w drogę do Czarnej Madonny, modlili się o błogosławieństwo na pątniczy trud podczas Mszy św., którą wspólnie z kapłanami z parafii sprawował ks. prał. Michał Józefczyk.
W kazaniu zwrócił się z prośbą do pielgrzymów o modlitwę w intencji naszej ojczyzny, w której źle się dzieje. – W tej naszej katolickiej Polsce dochodzi do napaści na ludzi niewstydzących się swej wiary. Parę dni temu 21-letni mężczyzna został brutalnie pobity przez czterech bandytów, tylko dlatego, że brał udział w pielgrzymce – przypomniał . – Teraz leży w szpitalu i walczy o życie. Biegniecie do tronu Królowej Polski, by modlić się za nasz kraj i nasze polskie rodziny, bo największym bogactwem są święci rodzice – matki i ojcowie.
W związku ze zbliżającym się sierpniem – miesiącem trzeźwości, apelował również o modlitwę w intencji wyzwolenia narodu z nałogu alkoholizmu. – Polska tonie w pijaństwie – wołał ks. Józefczyk. – Dlatego proszę was o powstrzymanie się w sierpniu od picia alkoholu. I to jest jeszcze jedna intencja, o zaniesienie której do naszej Matki proszę was, kochani pielgrzymi.
Każdy z 37 pątników oprócz intencji ogólnych, pobiegł ze swymi osobistymi, bardziej lub mniej skrytymi. Wśród nich na ogromny trud i wysiłek zdecydowało się pięć pań, w tym Karolina Stec-Cybruch. – Zaczęłam biegać w listopadzie i pomyślałam, że mogłabym spróbować połączyć tę nową pasję z modlitwą i zaniesieniem swoich intencji do Matki Bożej – mówi pani Karolina. – Dotychczas uczestniczyłam w tradycyjnych pieszych pielgrzymkach. Ta biegowa jest moją pierwszą. Zdaję sobie sprawę, że niesie ze sobą o wiele większy trud, że człowiek jest bardziej obolały i zmęczony, ale to pozwala mocniej i głębiej poczuć radość z możliwości modlitwy przed wizerunkiem Jasnogórskiej Pani. Nie ukrywam, że mam tremę, bo zdecydowana większość biegaczy to wielokrotni uczestnicy pielgrzymki biegowej.
Na rowerze odprowadził pielgrzymów ks. Michał Józefczyk Marta Woynarowska /Foto Gość Lesław Zych z Samborca biegnie po raz siedemnasty. Nie uczestniczył tylko w jednej pielgrzymce, bo akurat w tym czasie był ślub i wesele jego córki. Pan Lesław jest wytrawnym biegaczem. Ma na swoim koncie udział w 75 maratonach i 12 ultramaratonach górskich, które należą do jego ulubionej dyscypliny. – Rocznie startuję w 40 biegach krótko- i długodystansowych – mówi Lesław Zych.
Po raz pierwszy zdecydował się na udział w zawodach biegaczy, gdy miał 36 lat. Namówił go do tego Zenon Dziadura, proponując start w Biegu Nadwiślańskim. Ale na dobre zasmakował w biegach, kiedy przestał grać w piłkę nożną. Pierwszy raz w maratonie warszawskim wystartował, mając 44 lata. Dzisiaj ma 61 lat i stawia przed sobą coraz trudniejsze zadania.
– Jeżeli człowiek chce utrzymać kondycję i nie wypaść ze stawki musi codziennie pokonać ileś kilometrów. Treningi rozpoczynam już w zimie. Najchętniej biegam doliną Koprzywianki, bo teren jest pagórkowaty, lesisty i spokojny. Poza tym kiedyś słyszałem zdanie pewnego lekarza, który stwierdził, że jak ktoś biega po lesie i w górach to będzie żył 100 lat – śmieje się pan Lesław.
Dla mieszkańca Samborca udział w pielgrzymce biegowej to nie tylko przyjemność związana z możliwością uprawiania swojej pasji, ale przede wszystkim przeżycie religijne, głęboko duchowe. – Wierzę, że jak wezmę udział w pielgrzymce i pokłonię się Matce Najświętszej, to wszystko będzie dobrze, i uda mi się zrealizować swoje plany. Jestem o tym głęboko przekonany. O pogodę się nie martwię, może być nawet upalnie. Jestem rolnikiem, zatem mam dobrą zaprawę, pozwalającą mi wytrzymać i zimno, i bardzo wysokie temperatury. Pracując na roli, człowiek musi się przyzwyczaić do różnej pogody. Kiedyś starowałem w maratonie w Łodzi. Kiedy zaczynaliśmy bieg termometry wskazywały 32 stopnie, a jak kończyliśmy było już 39. Zająłem wówczas 4 miejsce. W swojej kategorii wiekowej jestem właściwie najlepszy w Polsce i z podium nie schodzę.