– Początki nalewek należy wiązać z zabójczą rośliną, która potrafi uśmiercić nawet kolibra... – rozpoczął swój wykład Waldemar Sulisz.
Prezes Kresowej Akademii Smaku, nazywany również „ojcem chrzestnym polskich nalewek”, był jednym z gości I Dzikowskiego Festiwalu Nalewek, który zorganizowało Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega. – Na bazie liści rosiczki wytwarzane były słynne rossolisy, które miały wzmacniać organizm, przydawać energii. Przez wieki stanowiły one tajemnicę alchemików, którzy wzbogacali je różnymi dodatkami, np. ziołami, miodem. Jednak, jak to z tajemnicami bywa, żadna zbyt długo nie utrzyma się. Tak było również ze stworzonym przez arabskich alchemików bimbrem, stanowiącym podstawę nalewek. Proces jego wytwarzania podał w XIII stuleciu Arnaud de Villeneuve. A kiedy okazało się, że alkohol potrafi wzmacniać właściwości ziół, zaczęła się era nalewek zdrowotnych, traktowanych jako lekarstwa. Ich wyrobem zajęły się niektóre zakony. I tak powstała słynna benedyktynka, której recepturę stworzyli benedyktyni z normandzkiego opactwa w Fécamp. – Również Polska ma tutaj swój wkład w postaci benedyktynki z opactwa w Lubiniu – podkreślił Waldemar Sulisz. – Kres popularności oraz wytwarzania nalewek nastąpił wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej na polskie ziemie w 1939 r. Nie tylko palono dzieła sztuki, pamiątki, bezcenne księgozbiory, ale i rozbijano piękne karafki, kieliszki oraz ozdobne butelki z trunkami. Od kilkunastu lat widoczny jest jednak renesans zainteresowania i wytwarzania domowych nalewek w oparciu o zachowane tradycyjne, stare receptury.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.