Było upalne, czerwcowe przedpołudnie, rzesze wiernych ciągnęły na sandomierskie Błonia, aby uczestniczyć w papieskiej Mszy. Dziś pod papieskim pomnikiem palą się znicze pamięci. Ile w nas zostało z tamtego spotkania?
Przy okazji każdej rocznicy ważnego wydarzenia wracamy do niego pamięcią, odżywają sentymenty, powracają zapamiętane obrazy w szufladach wspomnień szukamy ciekawych szczegółów.
Niewątpliwie to spotkanie, z 12 czerwca 1999 r., wielu sandomierzanom oraz przybyłym na miejscowe Błonia pielgrzymom zapadło w pamięci. Jak podkreślają niektórzy, był to jeden z najważniejszych epizodów w historii naszego miasta.
Najwięcej wspomnień wiąże się chyba z upałem, który witał gromadzących się z różnych stron pielgrzymów oraz z powstałą niepewnością czy papież przyjedzie po porannym upadku. Jednak przyjechał. Z charakterystycznym opatrunkiem na głowie, ale był.
Mówił nam wtedy o czystości serca, że ona jest każdemu z nas zadana. Prosił młodych, aby nie dali się zniewolić ułudom szczęścia. Przestrzegał przed cywilizacją śmierci, proponującą "wolną miłość”, czyli rozwiązłość, która nie jest ani miłością, ani wolnością. Mówił wiele do rodzin, aby stały na straż wierności miłości i obrony godności życia ludzkiego.
Myślę, że papieskie słowa o chlubnej przeszłości Sandomierza: „jest Sandomierz wielką księgą wiary naszych przodków”, stają się dzisiaj dla nas swego rodzaju testamentem i rachunkiem sumienia.
Spacerując dziś wokół papieskiego pomnika na sandomierskich Błoniach przychodzi refleksja nad tym, jakie strofy my, współcześni sandomierzanie, zapisujemy w księdze historii tego miasta. Czy za sto, czy tysiąc lat powiedzą o nas „pokolenie ludzi wiary”, „pokolenie Jana Pawła II”. Bo łatwo dziś samemu o sobie powiedzieć „papieskie pokolenie”, ale czy inni patrząc na to, jacy byliśmy, jak żyliśmy i co po sobie zostawiliśmy, powiedzą, to byli ludzie wiary, wzrośli w cieniu świętego Jana Pawła II? Czy tak nas ocenią?