Pielgrzymi wrócili już dawno z Rzymu, echa kanonizacji powili cichną w mediach, a my stajemy przed egzaminem z papieskiej świętości.
Gorący był czas przed kanonizacją dwu wielkich papieży minionego wieku. Chyba dawno tak wiele nie usłyszeliśmy o istocie bycia „Piotrem naszych czasów”, o tym, czym jest świętość w Kościele, po co święci i jak różne mogą być drogi do świętości.
W pokanonizacyjny wieczór obserwowałem ludzi, którzy gromadzili się na miejscach związanych z samą osobą papieża, jego wizytami czy też w lokalnych miejscach związanych z pamięcią o Janie Pawle II. Przychodzili by pobyć razem, by wspólnie zaśpiewać „Barkę”, zapalić „Iskrę Miłosierdzia”. Padały obietnice, że teraz trzeba tę świętość przełożyć na nasze życie.
Kolejne dni przynoszą spotkania, w których w naszej diecezji dziękujemy za kanonizację: Ostrowiec Świętokrzyski, Staszów i wiele innych miejsc. Wspólna modlitwa przy papieskich relikwiach, piękna liturgia, papieskie konkursy i festiwale. Niewątpliwie potrzebne te chwile, by jeszcze bardziej podkreślić jak wiele z tej papieskiej świętości możemy zabrać dla siebie.
Tylko czy chcemy? Bo można z rozrzewnieniem śpiewać papieską „Barkę”, z euforią machać papieską flagą i nosić ciągle przy sobie papieski obrazek, ale nadal pozostać tylko powierzchownie papieskim człowiekiem z jego pokolenia.
Jan Paweł II był fascynatem świętych. Nie tylko ich beatyfikował i kanonizował, ale brał coś dla siebie z ich świętości. I tak mistycyzm od św. Jana od Krzyża, troskę o najbardziej pokrzywdzonych od św. Matki Teresy, umiłowanie gór od bł. Pier Georgio Frassati i tu można by wymieniać i wymieniać.
Nie trzeba pobożnie ubolewać czy podejrzliwie pytać na ile nam starczy papieskiego zapału świętości, ale wybrać może tylko jedną, ale taką swoją papieską wskazówkę, drogowskaz do świętości i ją realizować. I gdy ktoś nas zapyta ile w nas świętości na wzór Jana Pawła II będziemy mieli gotową odpowiedź. A co ważniejsze będzie w nas trwała ta papieska iskra świętości.