Na dwa dni Tarnobrzegiem zawładnęli rękodzielnicy i kupcy. Odbywał się bowiem już XV Jarmark Dominikański. 140. wystawców ustawiło stragany na Placu Bartosza Głowackiego.
Kupieckie święto rozpoczęło się Mszą św., którą na prośbę władz miasta odprawił o. Krzysztof Parol OP, przeor tarnobrzeskiego klasztoru. W Eucharystii uczestniczyli przedstawiciele władz samorządowych z prezydentem Norbertem Mastalerzem, przewodniczącym Rady Miasta Dariuszem Kołkiem oraz naczelnik Wydziału Edukacji, Zdrowia, Kultury i Sportu Anną Czaplińską na czele. – Apostołowie byli posłani przez Chrystusa, by świadczyć o Nim – mówił w kazaniu o. Krzysztof Parol. – I tak było w XIII stuleciu, i tak jest w XXI wieku. Potrzeba głoszenia o Chrystusie Zmartwychwstałym jest wciąż potrzebna. Niedawno obchodziliśmy wspomnienie bł. Joanny, matki św. Dominika, która wedle tradycji miała proroczy sen. Przyśnił się jej pies trzymający w zębach płonącą pochodnię, którą zapalał cały świat. Odczytuje się to jako proroczą zapowiedź misji, jaką jej syn i zakon przez niego założony od początku starał się wypełniać i wypełnia do dzisiaj. Nie chodzi bynajmniej o wzniecanie pożarów, ale o zapalanie Bożą miłością świata i ludzkich serc. Prośmy św. Dominika o błogosławieństwo dla wszystkich, którzy będą się gromadzić na placu, by wspólnie świętować i radować się – dodał na zakończenie kazania.
Po Eucharystii zaczęło się święto handlu. Było coś dla ciała i dla duszy. Na głodnych czekały tradycyjnie wypiekane chleby. Dla smakoszy ze specjalną ofertą przyjechali kupcy z Parczewa, którzy przywieźli oryginalny, pieczony wedle starych receptur chleb litewski. – Chleb dotarł do nas dzisiaj w nocy – zapewniali sprzedawcy. – Zapraszamy do degustacji. Ci, co skosztowali, twierdzili zgodnie, że to prawdziwy raj dla podniebienia. Dla ochłody zaś można było delektować się kwasem chlebowym, który przy upalnej pogodzie, jaka towarzyszyła jarmarkowi, był nieocenionym trunkiem. O to, by coś znalazło się na chlebie zadbali natomiast górale z Nowego Targu przywożąc prawdziwe owcze oscypki. – Tutaj lepiej się sprzedają niż u nas – stwierdzili. – Ale najlepiej to idą nad Bałtykiem. Schodzą na pniu. Nie zabrakło również tradycyjnych, domowych wędlin, których zapach niósł się po placu. Na dzieci czekały słodkie łakocie – cukierki, piernikowe serca, cukrowa wata oraz różne zabawy. Dużym zainteresowaniem cieszyły się stoiska z kwiatami, gdzie można było nabyć nie tylko piękne lilie, ale również skonsultować się odnośnie pielęgnacji domowych roślin.
Tradycyjnie na wielu kramach błyszczała różnorodna biżuteria, którą kupowały nie tylko panie, ale również… 7-letni panowie. – Kupiłem wisiorek i bransoletkę dla mamusi – powiedział Jasio. – To będzie niespodzianka.
Wielu wystawców to niemal stali bywalcy. Jak choćby ludowy rzeźbiarz z Trześni Jan Puk. – Jak mnie zapraszają to przyjeżdżam – stwierdził artysta, wydłubując scyzorykiem ramiona wiatraka. – Jestem od początku. A to co wyrzeźbię, to najczęściej rozdaję, bo nie o zarobek tu chodzi, ale to, by być między ludźmi.
Do grona najwierniejszych bywalców należy również Wiesław Grochola, który mimo upału poświęcał się i wykuwał pamiątkowe podkówki. – Dzisiaj kowadło i młot oddam innym, niech się sami pocą – żartował. Pan Wiesław wraz z kilkoma innymi rzemieślnikami, prezentował zawody zaliczane do tzw. zawodów ginących.
Jarmarkowi towarzyszyły występy zespołów ludowych oraz grających muzykę folkową. Dzisiaj zaś gwiazdą wieczornego koncertu będzie Zbigniew Wodecki.