Podczas wczorajszej uroczystości odsłonięcia tablicy poświęconej Polakom pomordowanym na Wschodzie, która miała miejsce na nowodębskim cmentarzu, padło wiele słów o pamięci, pojednaniu, przebaczeniu.
Zarówno burmistrz Nowej Dęby Wiesław Ordon, jak i tarnobrzeski wicestarosta Jerzy Sudoł podkreślali konieczność przekazywania kolejnym pokoleniom wiedzy, ale rzetelnej wiedzy, opartej na prawdzie, bo tylko ona ma siłę zasypania rowów nienawiści, jakie wykopały wydarzenia związane z Rzezią Wołyńską.
I tu przypomniały mi się wspomnienia mojego dziadzia, który przed wojną miał majątek ziemski właśnie na Wołyniu, a dokładnie na tzw. Polesiu Wołyńskim. Niechętnie wracał do wspomnień po wrześniu 1939 r., ale czasem widać było, że wzbierająca fala przeżyć, tragicznych przecież, wzbierała i szukał dla niej ujścia, rzucając kilka zdań. Babcia, dziadzio, stryjek, tata oraz moi pradziadkowie (rodzice babci) uszli z życiem z rzezi, a ocalenie w dużej mierze zawdzięczają Ukraińcom i niemieckiemu żołnierzowi. Może się to wydać kuriozalne, ale tak właśnie było. To Ukraińcy ostrzegali o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Nie bezpośrednio, gdyż groziła im za „zdradę” okrutna śmierć z rąk zaczadzonych nienawiścią rodaków. Pośrednikiem był Poleszuk imieniem Denis, były rządca dziadzia. To on przekazywał ostrzeżenia o planowanym napadzie. Maniewicze, gdzie moja rodzina zamieszkała po 1939 r., nie zostały spacyfikowane dzięki dobrze zorganizowanej obronie. Mieszkańcy mieli bowiem czas przygotować się. Ale po wydarzeniach niedzieli 11 lipca, o których wieść rozeszła się lotem błyskawicy, dziadzio zdecydował, że trzeba ukochane Polesie opuścić. Kiedy, dzięki znowu znajomym Ukraińcom zostali ukryci w transporcie zboża idącego do Rzeszy, ich życie zawisło na włosku. Jeden z żołnierzy sprawdzający pociąg, czy nie ma w nim uciekinierów, zobaczył mego stryjka, wówczas 5-letniego chłopca. Ale udał, że wszystko jest w porządku. I tak Ukraińcom i Niemcowi, moja rodzina zawdzięcza ocalenie.
Dlaczego to wspominam? Bo wczoraj, w swoich przemówieniach, zarówno ks. prał. Eugeniusz Nycz, Wiesław Ordon, jak i Jerzy Sudoł apelowali o przypominanie i czczenie pamięci sprawiedliwych Ukraińców, takich odpowiedników Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Im, tak jak Polakom ratującym Żydów, groziła śmierć. Wielu narażało swoje rodziny, ale nie poddali się terrorowi swych współbraci, których porwała nacjonalistyczna ideologia, oparli się nawoływaniom OUN-u i zachowali człowieczeństwo, a z nim honor i godność. – Nie można wszystkich Ukraińców traktować jak członków UPA, bo przecież to była tylko garstka ludzi. To jest wielce krzywdzące dla całego narodu ukraińskiego – podkreśla mój stryjek, Stanisław Woynarowski.