Czego najbardziej brakuje niepełnosprawnym? Pracy! I tę znaleźli sobie sami.
W Polsce zdecydowana większość niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym pozostaje bez zatrudnienia, którego wskaźnik wynosi zaledwie 23 proc. i jest jednym z najniższych w Europie. Dlatego członkowie Stowarzyszenia „Dobry Dom” postanowili, nie oglądając się na nikogo, sami stworzyć sobie miejsca pracy. Najlepszym rozwiązaniem wydawał się własny biznes, zwłaszcza że nadarzyła się okazja założenia zakładu aktywności zawodowej.
– Przy ogromnym wsparciu ówczesnych władz powiatu leżajskiego zdecydowaliśmy się podjąć to wyzwanie – opowiada Marek Piechuta, prezes stowarzyszenia. – Złożyliśmy wniosek do urzędu wojewódzkiego, który został przyjęty. I tak w 2005 r. oficjalnie zaczął funkcjonować Zakład Aktywności Zawodowej w Nowej Sarzynie.
Ze Śląska na Podkarpacie
ZAZ jest oczkiem w głowie Stowarzyszenia „Dobry Dom”, działającego od 1999 r. Początkowo miało ono swoją siedzibę w Katowicach, inicjatorami jego powstania były bowiem osoby niepełnosprawne przebywające w caritasowskim ośrodku w Borowej Wsi. – Mając dach nad głową i opiekę, chciały zrobić coś więcej dla środowiska niepełnosprawnych – wyjaśnia prezes Marek Piechuta. Tam więc zakiełkowała myśl o powołaniu stowarzyszenia. Po kilku latach działalności w Katowicach ze względu na to, że część osób zamieszkujących w Borowej Wsi rozjechała się po świecie, zapadła decyzja o przeniesieniu się do Woli Zarczyckiej. I od roku 2003 „Dobry Dom” pomaga niepełnosprawnym z powiatu leżajskiego, i nie tylko. – Początkowo nasza aktywność sprowadzała się do spotkań, rozmów, zajęć na basenie, wspólnych wyjazdów – opowiada Marek Piechuta. – Nadszedł jednak czas, kiedy uznaliśmy, że trzeba zrobić coś więcej, niż tylko spędzać czas na miłych pogawędkach. Pomysłów zrodziło się co niemiara. Ale członków towarzystwa nurtowała przede wszystkim myśl, co dobrego i sensownego można zrobić dla niepełnosprawnych, czego najbardziej im brak. Odpowiedź była jedna – pracy! – Ponieważ pracodawcy niezbyt chętnie przyjmują niepełnosprawnych, zdecydowaliśmy się na założenie własnego zakładu – wspomina prezes stowarzyszenia. Początkowo zatrudnienie w ZAZ-ie znalazły 34 osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności. – Obecnie zatrudniamy 36 osób – dodaje Marek Piechuta. – A oprócz tego 15-osobową załogę personelu. Nadal jednak jest to zbyt mało jak na istniejące potrzeby. W tej chwili mamy ok. 50 podań o pracę. Niestety, o liczbie miejsc decyduje niejako Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej, który wyraża zgodę na zatrudnienie każdego nowego pracownika. On bowiem dofinansowuje nasz zakład.
Plastik i kapliczka
Filary zakładu stanowią trzy pracownie – wikliniarska, rękodzieła i stolarska. O wyborze profilu działalności zadecydowały poniekąd miejscowe tradycje. Usytuowani są w zagłębiu wikliniarskim, więc większość pracowników ZAZ-u miała już do czynienia z wikliną. Szeroki zakres usług oferuje pracownia rękodzieła. – Wyróżniamy w jej obrębie dwa działy – rzemiosł różnych oraz recyklingu – wyjaśnia pan Marek. – Wytwarzamy m.in. kartki świąteczne i okolicznościowe, formy witrażowe. Ale tylko na zamówienie, nie chcemy bowiem produkować towaru, na który w danej chwili nie ma zbytu, i składować go w magazynach. Wprawdzie jesteśmy zakładem produkcyjnym dofinansowywanym, ale naszym zadaniem jest przede wszystkim wypracowywanie dochodów ze sprzedaży. W dziale recyklingu pozyskiwane z okolicznych zakładów odpady plastikowe, makulatura poddawane są segregacji, a następnie prasowaniu i nawijaniu na bale ważące ok. 400 kg, które trafią finalnie do Miejskiego Zakładu Komunalnego. Co też przynosi pewien zysk. – W ramach tego działu świadczymy ponadto usługi niszczenia dokumentów, w tym z klauzulą: poufne i tajne – dodaje Marek Piechuta. – Z naszej oferty chętnie korzystają urzędy, instytucje. Na brak zamówień nie może narzekać pracownia stolarska, gdzie przez cały dzień wre gorączkowa praca. Chętnych na meble wytwarzane w sarzyńskim zakładzie bowiem nie brakuje. – Kiedyś zwróciła się do nas z prośbą o wykonanie łóżka klientka ze Szczecina – opowiada pan Marek. – Okazało się, że widziała gdzieś nasze wyroby i tak spodobała jej się solidność wykonania, że nie zniechęciła jej nawet odległość. Łóżko pojechało w częściach, albowiem koszt transportu całego przekroczyłby jego wartość. W stolarni powstają nie tylko meble. Dwa lata temu jej pracownicy gruntownie odnowili kapliczkę w Tarnogórze. – Wszystko zostało wykonane w uzgodnieniu z konserwatorem i pod jego nadzorem – wyjaśnia pan Marek. – Udało się odnaleźć archiwalne dokumenty, które pozwoliły przywrócić jej pierwotny kształt. W roku bieżącym ukończyli potężną inwestycję – budowę zadaszonej sceny tanecznej również w Tarnogórze. – Nikt nie chciał się podjąć tego zadania – mówi prezes „Dobrego Domu”. – My natomiast nie gardzimy żadną pracą i nie cofamy się przed wyzwaniami.