Tarnobrzeski Marsz Mężczyzn pokazał prawdziwą siłę ducha.
Ostatnio przyzwyczailiśmy się do dyskusji nad obroną i ochroną praw kobiet. I dobrze, bo trzeba o nie dbać, jeśli tylko mają, oczywiście te dochodzone prawa, rację i naprawdę bronią i chronią kobietę a nie jej zagrażają.
Jednak w tym całym zamieszaniu zapomniano trochę o mężczyznach, którzy niby uchodzący za płeć silną i w typie macho, jednak coraz bardziej odsuwani są w cień i na margines, nie tylko życia rodzinnego, ale i społecznego w tym także życia wspólnoty kościoła. Trochę to i nasza, męska wina. Bo wielu moich przyjaciół często powtarza, że lepiej oprzeć się o filar i poobserwować, a nie angażować się i nie daj Boże być postrzegany, jako „człowiek kościoła”. Naszą winą jest także to, że męskie zaangażowanie społeczne kojarzy się najczęściej ze stadionem, polowaniem czy wspólnym wypadem na ryby, co szczerze mówiąc też czasem jest potrzebne.
Na szczęście wiele się zmienia i w społecznym odbiorze roli i powołania mężczyzny i w nas samych. Coraz częściej mówi się o urlopach macierzyńskich dla ojców, czyli popularnym tacierzyńskim, gdzie tatusiowe w pełni włączają się w troskę nad maleństwem. Wielu ojców upomina się o prawa do równego wychowania dzieci, gdy rodziny są rozbite.
W Tarnobrzegu Rada Rycerzy Kolumba oraz Bractwo św. Józefa zorganizowało Marsz Mężczyzn. Przy świetle pochodni przemaszerowali ulicami miasta pod pomnik Serca Jezusowego, zatrzymując się na modlitwie przy pięciu stacjach. Wielu dziwiło się, że blisko 200 chłopa z różańcem w ręku i przy śpiewie pieśni religijnych idzie w niedzielny wieczór w procesji zamiast siedzieć przy … i oglądać TV. Poprzez ten Marsz chcieli pokazać, że rola mężczyzny, jako świadka wiary w rodzinie, kościele i społeczeństwie jest bardzo znacząca. Powołanie mężczyzny, to nie tylko utrzymywanie rodziny i dbanie o jej materialny byt, ale także pokazanie właściwej duchowości i wrażliwości na sprawy duchowe. Męska sprawa, być razem i pokazać innym swoją duchową siłę. Naprawdę można. Tarnobrzeg chyba oniemiał.