Oglądając burzliwe Marsze w stolicy, można by powiedzieć: jak miło na prowincji!
Obchody narodowego święta jednych uczyły patriotyzmu, innym przypominały podniosłe chwile narodowych zrywów czy przywoływały pamięć tych, którzy nie cofnęli się przed ofiarowaniem tego, co najcenniejsze za Ojczyznę.
Na naszej prowincji przebiegły niezwykle spokojnie i podniośle. Nie było przekrzykiwania się, politykowania czy autopromocji na tle narodowego święta. Było normalnie, chyba jak co roku. W Opatowie wraz z dziećmi i młodzieżą pośpiewali mieszkańcy miasta we wspólnej wieczornicy patriotycznej. W Sandomierzu otwarto miejsce ułańskiej pamięci, w Stalowej Woli po raz kolejny ruszył Bieg Niepodległości a Tarnobrzeg promował mundurowych licealistów.
Tylko czy ta normalność zbytnio nas nie usypia i nie układa w pewne stereotypy: organizacji Mszy św. za Ojczyznę, marszy z biało-czerwonymi flagami czy składania kwiatów przed pomnikami. Może czasem warto poszperać w archiwach i wyszukać lub odkryć zapomnianego bohatera. Niedaleko od Sandomierza we Włonicach urodził się nasz sandomierski bohater czasu odzyskiwania niepodległości. Józef Śnieżyński, premier pierwszego tymczasowego polskiego rządu powołanego przez Radę Regencyjną. Mimo, że tylko kilkanaście dni kierował polskim gabinetem, to właśnie on najpierw powołał Józefa Piłsudskiego na stanowisko Ministra Spraw Wojskowych a następnie po dymisji rządu przekazał mu władzę nad Polską. Może nie odegrał wielkiej historycznej roli, ale jest naszym trochę zapomnianym lokalnym bohaterem.