Dokładnie w 100. rocznicę śmierci poleciał do swego ukochanego Madagaskaru.
Już w czerwcu zaczęły się tam uroczystości związane z obchodami 100. rocznicy śmierci bł. o. Jana Beyzyma – mówi artystka Dorota Kozioł. – W Ambahivoraka, pierwszej placówce, gdzie podjął pracę na rzecz trędowatych, w czerwcu tego roku jezuici ufundowali niewielki pomnik. Stanął w miejscu nieistniejącego już od dawna schroniska. Mimo że upłynął ponad wiek od czasu pobytu tam o. Beyzyma, to pamięć o nim jest wciąż żywa. Na 14 października natomiast planowane są duże uroczystości w szpitalu pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Maranie, który ojciec wybudował specjalnie dla chorych na trąd. – Od dawna myślałam, by namalować jego portret i ofiarować go mieszkańcom Madagaskaru – zwierza się D. Kozioł. – Kiedy przed paru laty byłam w Maranie, zauważyłam, że oprócz jakichś kilku małych i kiepskiej jakości zdjęć nie ma obrazu z podobizną budowniczego szpitala. Pomyślałam, że byłby to taki polski ślad w tym miejscu. Pomysł jednak pani Dorota odkładała na kolejne lata. Aż w początkach września znajomy jezuita pracujący na Madagaskarze poprosił, by czym prędzej namalowała duży portret o. Jana Beyzyma tak, by mógł zawisnąć w kaplicy szpitalnej w Maranie 14 października. – Była chwila zawahania – mówi pani Dorota. – Bo maluję farbami olejnymi, które po zawerniksowaniu potrzebują trochę czasu na wyschnięcie. Obawiałam się, że mogę nie zdążyć, bo obraz miał polecieć na Madagaskar 2 października, na ten dzień bowiem jezuita mający go zawieźć miał zarezerwowany bilet na samolot. I wówczas nas nagle olśniło, że przecież to rocznica śmierci o. Beyzyma. W dodatku planowy odlot przewidziany jest na godzinę, w której odchodził do wieczności. Zgodnie stwierdziliśmy, że w tym zbiegu okoliczności jest coś więcej, coś się za tym kryje. To przecież symboliczny niejako powrót „Posługacza Trędowatych”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.