Z Wołynia do Tarnobrzega

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 15.07.2021 20:47

W Bibliotece Pedagogicznej w Tarnobrzegu prezentowana jest wystawa "Wołyń - Tarnobrzeg. Blisko czy daleko?"

Z Wołynia do Tarnobrzega Roman Pawluk - autor zdjęć prezentowanych na wystawie "Wołyń - Tarnobrzeg. Blisko czy daleko?". Archiwum Romana Pawluka

Na ekspozycji znalazło się blisko 30 zdjęć autorstwa Romana Pawluka z Łucka, ukazujących wołyńskie miasta i krajobrazy, opatrzone obszernym komentarzem poświęconym związkom łączącym miasto Leliwitów z ziemią wołyńską.

Marta Woynarowska: Kiedy odkrył Pan pasję fotograficzną?

Roman Pawluk: Zacząłem fotografować w dojrzałym wieku. Swój pierwszy aparat w życiu miałem po przekroczeniu trzydziestki. Wcześniej korzystałem ze sprzętu, który pożyczałem od znajomych, i były to jeszcze aparaty analogowe. Źródła zainteresowania fotografowaniem należy chyba upatrywać w moim zamiłowaniu do malowania, rysowania, które miałem od dzieciństwa, oraz kolekcjonowaniu widokówek i przewodników z miejsc odwiedzanych podczas podróży z rodzicami zarówno po Ukrainie, jak zagranicy. Kupno pocztówek było żelaznym punktem każdego wyjazdu. Później zaś uwielbiałem je w spokoju oglądać. Dzisiaj moje zdjęcia przypominają mi tamte karty pocztowe, fotografie z kolorowych przewodników, gdyż zawierają podobne elementy - zabytki, krajobrazy, widoki miast. 

Z Wołynia do Tarnobrzega   Stare Miasto w Łucku w porannej mgle. Roman Pawluk

Jakie tematy w fotografii interesują Pana najbardziej?

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć na wystawie w Bibliotece Pedagogicznej w Tarnobrzegu. Najbardziej lubię fotografować architekturę, nie zawsze będącą obiektem zabytkowym, widoki miast oraz przyrodę i krajobrazy. I to wszystko prezentowane jest w Tarnobrzegu - zabytki Łucka, Krzemieńca, Ołyki, weduty tych miejscowości oraz wołyński krajobraz, który jest mocno zróżnicowany - od pełnego jezior, meandrujących rzek, lasów i wydm Polesia Wołyńskiego, po łagodne pagórki, wzgórza Wołynia właściwego. To są tematy przewodnie moich zdjęć. Chociaż ostatnio zainteresowała mnie fotografia makro.

Co najbardziej lubi Pan w fotografii?

Moment, kiedy nagle dojrzę motyw, będący gotowym obrazem. Nie fotografuję np. jakiegoś zamku, zabytkowego kościoła dla nich samych. Zanim ustawię kadr i nacisnę migawkę muszę ulec czarowi danego miejsca, motywu, światła. Dlatego zdarza się, że mimo iż mam przed sobą ładny obiekt, to jednak nie sięgam po aparat, gdyż brakuje tego czegoś. Poszukiwanie fabuły zdjęcia jest najprzyjemniejszą chwilą. Można to porównać do procesu malowania.

Z Wołynia do Tarnobrzega   Pole na stokach Gór Pełczańskich. Roman Pawluk

Z Pańskich zdjęć ewidentnie przebija miłość do rodzinnych stron - Wołynia. Co Pana w nim urzeka najbardziej?

W moim zamiłowaniu do Wołynia nie ma niczego oryginalnego. Większość osób darzy wszak swoje rodzinne strony sentymentem. W moim przypadku to nie była miłość oczywista, od pierwszego wejrzenia. Przyszła z czasem, kiedy jako dojrzały człowiek zacząłem dostrzegać i doceniać unikalność krajobrazu. Będąc dzieckiem, czy jeszcze w młodym wieku, lasy, jeziora, meandrujące rzeki, wśród których położone są Maniewicze, moje rodzinne miasto, wydawały się oczywistością, czymś naturalnym, wręcz banalnym. Dopiero podróże po Ukrainie i za granicę uświadomiły mi, że nigdzie nie znajdę takich wydm jak tutaj, różniących się od widzianych nad Bałtykiem, takich lasów, odmiennych od rosnących np. w Karpatach, całych wiosek z drewnianą zabudową.

Sandomierz, Baranów Sandomierski nie są Panu obce. Jak wspomina Pan wizytę w tych miastach i krótki pobyt w Tarnobrzegu?

Podczas podróży na Dolny Śląsk zaplanowałem sobie przystanek w Sandomierzu i Baranowie Sandomierskim. Było to w maju 2012 roku. Była to pierwsza jak na razie wizyta w tych miastach. Sandomierz mnie zachwycił, chociażby przez fakt pomieszczenia na niewielkiej wszak przestrzeni tylu zabytków, co najpełniej uświadomiłem sobie po wejściu na Bramę Opatowską, skąd rozciągał się piękny widok na Stare Miasto i okolicę. Zapamiętałem dachy i wieże katedry, attykę ratusza. Niezatarte wspomnienie pozostało mi z wizyty w katedrze z unikalnymi freskami bizantyńsko-ruskimi oraz dominikańskim klasztorze i kościele św. Jakuba. Aura tego miejsca była niezwykła, doznałem tak wyjątkowego spokoju, ukojenia ducha. O Tarnobrzegu mogę powiedzieć bardzo niewiele, gdyż spędziłem tam tylko noc, ale to, co zapamiętałem, to wyśmienite śniadanie serwowane w hotelu, które wspominam do dzisiaj (śmiech).

Z Wołynia do Tarnobrzega   Ruiny zamku na szczycie Góry Bony w Krzemieńcu. Roman Pawluk

Z tekstu towarzyszącego fotografiom znakomita większość tarnobrzeżan zapozna się z informacjami o minionych, ale jakże ważnych związkach łączących Tarnobrzeg z Wołyniem, o których nie wiedzieli.

Chciałem wydobyć z niepamięci postaci ważne i zasłużone dla kultury i nauki polskiej, które stanowiły pomost łączący Tarnobrzeg z Wołyniem. W pierwszej kolejności należałoby wymienić Tadeusza Czackiego oraz Alojzego Felińskiego, których z Dzikowem łączyła bardzo silna więź. Tadeusz Czacki to wuj Jana Feliksa Tarnowskiego, współzałożyciela Kolekcji Dzikowskiej, i jego pierwszy wychowawca oraz nauczyciel, główny organizator słynnego Liceum Krzemienieckiego, którego absolwentem był Jan Bogdan Tarnowski (syn Jana Feliksa), właściciel Dzikowa. Alojzy Feliński (stryj św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego), autor pieśni „Boże, coś Polskę”, to serdeczny przyjaciel Jana Feliksa Tarnowskiego. Chętnie przyjeżdżał do Dzikowa, a po upadku insurekcji kościuszkowskiej, w czasie której pełnił m.in. funkcję adiutanta Tadeusza Kościuszki, zamieszkał tutaj na kilka miesięcy. W latach późniejszych w jego wołyńskim majątku Osowa bywał natomiast Tarnowski. W pałacu w Horochowie, który po ślubie Walerii ze Stroynowskich z Janem Feliksem przeszedł na własność Tarnowskich, zmarł inny przyjaciel pana na Dzikowie, Julian Antonowicz, poeta, kompozytor, tłumacz, jeden z pierwszych anglistów na ziemiach polskich, kanonik kolegiaty w Łucku.

Tych związków jest o wiele więcej, a o części z nich można dowiedzieć się, zwiedzając ekspozycję w Bibliotece Pedagogicznej.

Z Wołynia do Tarnobrzega   Stare i Nowe Miasto w Łucku. Roman Pawluk

Nawiązując do tytułu wystawy „Wołyń - Tarnobrzeg. Blisko czy daleko?”, nie mogę nie zapytać: zatem blisko im do siebie czy daleko?

Wszystko zależy od perspektywy, z jakiej spojrzymy. Jeżeli będziemy patrzeć przez pryzmat kilometrów dzielących Tarnobrzeg od Łucka, można stwierdzić, że to jednak daleko, ale już biorąc pod uwagę ilość wątków łączących je - czyli ludzi, ich życiorysy, wydarzenia - ta odległość drastycznie się zmniejszy. Mamy bowiem wrażenie, że są one na wyciągnięcie ręki.

***

Roman Pawluk - redaktor ukraińsko-polskiego dwutygodnika „Monitor Wołyński”;  absolwent geografii na Uniwersytecie Wołyńskim w Łucku; od 1992 roku członek Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej na Wołyniu; tłumacz, fotograf, artysta-malarz.