Tarnobrzeg. Szable w dłoń!

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 11.11.2020 18:09

Piknikiem historycznym w wersji online uczcili Narodowe Święto Niepodległości w Tarnobrzegu.

Tarnobrzeg. Szable w dłoń! Szlachecki pojedynek. Marta Woynarowska /Foto Gość

Stowarzyszenie „Plus” dzisiejszym piknikiem zwieńczyło projekt „Tarnobrzeg na drodze do Niepodległej”, dofinansowany z Programu Wieloletniego „Niepodległa”. Wystąpili podczas niego członkowie Tarnobrzeskiej Chorągwi Rycerskiej „Leliwa” oraz Grupa Rekonstrukcyjna „Sarmata”.

- Miało być huczne, zorganizowane z dużym rozmachem widowisko historyczne, niestety sytuacja spowodowana pandemią nam to uniemożliwiła. Ale postanowiliśmy się nie poddawać i zrealizować go w o wiele skromniejszej wersji online - wyjaśnia Szymon Kasak z Grupy Rekonstrukcyjnej „Sarmata”, biorący udział w projekcie. - Robimy to w formie czterech wejść na żywo na profilu facebookowym Stowarzyszenia „Plus”, z których każde poświęcone jest innej tematyce, ale wszystkie dotyczą okresu XVI i XVII wieku i szeroko pojętej kultury sarmackiej. Opowiadaliśmy o modzie sarmackiej, prezentując różne stroje noszone od święta i na co dzień przez szlachtę, a także o broni, jaką poszczególne formacje posługiwały się w walce. Naturalnie najwięcej miejsca zajęło nam omówienie różnych rodzajów szabli, będącej niejako symbolem stanu szlacheckiego, a także broni palnej. Naturalnie były również pokazy ich użycia, w tym pojedynki na szable, szpady, rapiery oraz musztra.

Podczas kolejnych wejść Szymon Kasak, pasjonat historii i rekonstrukcji historycznych rozwiewał powszechnie panujące mity, a także zdradzał mało znane szczegóły związane z życiem codziennym szlachty oraz sztuką militarną XVI i XVII stulecia.

Omawiając strój szlachecki noszony w XVI i XVII wieku, zaznaczył, iż jego rodowód pochodzi z Węgier, na co zwracali uwagę zachodnioeuropejscy kronikarze, pisząc, iż Polacy i Węgrzy ubierają się jednakowo. Na popularność żupana, filcowej magierki wśród polskiej szlachty niebagatelny wpływ miał król Stefan Batory, którego styl przejęła szlachecka brać. Strój tak przed wiekami, jak i dzisiaj świadczył o zamożności, a zasobność kiesy danego jaśniepana można było poznać chociażby po materiach z jakich zostało uszyte odzienie. W przypadku majętnych szlachciców były to jedwabie, aksamity, nieco mniej posażni szyli żupany, delie z wełny. Znakiem zasobności szlacheckiej kiesy były także guzy służące do zapinania. Za srebrnego guza ozdobionego kamieniami można było w karczmie kupić beczkę wina.

Szymon Kasak rozwiał także mocno zakorzeniony w naszej polskiej świadomości mit husarskich skrzydeł. - Filmy upowszechniły wizerunek husarza z potężnymi skrzydłami przymocowanymi do pleców jeźdźca, w które zaopatrzona jest cała rzesza tej jazdy pancernej. Tymczasem tak nie było. Przez większość dziejów husarii skrzydła, częściej jedno niż dwa, przytroczone były do siodła, do pleców przymocowywano je dopiero w końcu XVII wieku i były niewielkich rozmiarów o kształcie zoomorficznym. Nie były one, podobnie jak słynne skóry lamparcie noszone przez husarzy, polskim wynalazkiem, jest to bowiem nawiązanie do starożytności. Skóry nosili Rzymianie, Scytowie, czy chociażby już w czasach nowożytnych deli junacy, lekka jazda imperium osmańskiego, którzy przywdziewali nie tylko skóry dzikich zwierząt, ale nawet opatrywali swą odzież i zbroje ptasimi piórami. Mitem jest również przekonanie, że husarskie skrzydła miały wydawać głośny szum, straszący konie przeciwnika. Nic podobnego, o czym możemy się przekonać podczas szybkiej jazdy husarskich rekonstruktorów. Nie wydają żadnego dźwięku. Ot, skrzydła miały nadać złowrogiego wyglądu i były naśladownictwem, jak wspomniałem znanych wcześniej wzorów, przekształconych zgodnie z polską fantazją, a ta jak wiemy była i jest niemała - opowiada z uśmiechem Szymon Kasak.

Tarnobrzeg. Szable w dłoń!   Prezentacja broni. Marta Woynarowska /Foto Gość

Dzisiejszy piknik transmitowany sprzed Zamku Tarnowskich w Dzikowie zakończył wspomniany już projekt „Tarnobrzeg na drodze do Niepodległej”, który był realizowany przez kilka ostatnich miesięcy.  

W jego ramach zostało przeprowadzonych ponad 20 żywych lekcji historii, które odbywały się w tarnobrzeskich przedszkolach, szkołach, warsztatach terapii zajęciowej, domach dziennego pobytu oraz innych placówkach opiekuńczych. - Opowiadaliśmy o kulturze rycerskiej i sarmackiej, ale także przybliżaliśmy postaci bohaterów związanych z Tarnobrzegiem, wśród których nie mogło zabraknąć przedstawicieli rodu Tarnowskich. Przedstawialiśmy historię, o której nie mówi się zarówno w podręcznikach szkolnych, jak i podczas lekcji w szkole. Istotne jest również to, że nie tylko opowiadaliśmy, ale pozwalaliśmy ją niemal dotknąć, zobaczyć na żywo, doświadczyć jej. Staraliśmy się podczas lekcji, jak i dzisiejszego pikniku odkłamywać historię i rozwiewać pewne mity - mówi Szymon Kasak.

Lekcje odbywały się w sezonie letnim w plenerach, w niewielkich grupach, z zachowaniem pełnego reżimu sanitarnego.

- Projekt udało się nam zrealizować właściwie z powodu obostrzeń, wprowadzonych przez rząd w związku z epidemią COVID-19. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość nieprawdopodobnie, ale tak jest. Otóż, w pierwszym rozdaniu nasz wniosek nie załapał się na listę dotacyjną. Niemniej wiosną otrzymaliśmy telefon z Biura Programu „Niepodległa” z zapytaniem, czy jesteśmy skłonni realizować nasz projekt. Okazało się, że po rezygnacji części organizacji z ich planów, którym na przeszkodzie stanęły antycovidowe zakazy, możemy otrzymać dotację. Zmodyfikowaliśmy nieco nasz projekt, dostosowując w pełni do obowiązujących zasad sanitarnych - wyjaśnia Sławomir Partyka ze Stowarzyszenia „Plus”.